Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Dobrze Być Ludzkim

06.05.2019 12:00:00

Podziel się

Ta historia to taki trochę american dream. Był listopad 2000 roku. Agnieszka Kazuś-Musiał w butach na obcasach pokonała drogę z Rataj na Zawady, gdzie właśnie rozpoczęła pracę jako tłumaczka w firmie DBL Wynajem Odzieży Roboczej. Nie sądziła, że to aż tak daleko… Pracowała kilkanaście godzin na dobę, żeby pokazać ówczesnemu szefowi, na co ją stać. Była zmęczona, ale zawsze z podniesioną głową, z uporem i niezwykłą precyzją tłumaczyła to, co chciał przekazać Jej szef w trakcie poważnych negocjacji. Półtora roku później dostała pierwszy awans, a po ośmiu latach została prezesem zarządu. Wtedy nikomu nieznana firma, dziś jest liderem na polskim rynku – ubiera już ponad 45 tysięcy pracowników swoich klientów. I nie udałoby się to, gdyby nie ludzie, ich zaangażowanie, rodzinna atmosfera, zasady i wartości, na których zbudowany jest DBL. Bo, jak mawiał profesor Władysław Bartoszewski: „nie wszystko, co warto się opłaca, a nie wszystko co się opłaca – warto”.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Marta Szyszka

Znak rozpoznawczy DBL to charakterystyczny czerwony guzik. To on właśnie prowadzi mnie do siedziby firmy przy ulicy Świętego Wincentego w Poznaniu. Budynek położony w sąsiedztwie ogródków działkowych, śpiewają ptaki, słońce grzeje niemiłosiernie. „Dzień dobry” – słyszę od przemiłych pań w białych fartuszkach wychodzących na przerwę. Wszyscy się do siebie uśmiechają, a w powietrzu czuć przyjemny zapach świeżego prania. Na pierwszym piętrze wita mnie ubrana w wiosenne barwy Agnieszka Kazuś-Musiał.

Przepraszam, ale odzież robocza, to taka trochę męska działka.

Rzeczywiście odzież robocza kojarzy się z męską branżą. Oferujemy odzież dla spawaczy, pracowników produkcji ciężkiej, a te zawody głównie kojarzą się z mężczyznami. Wbrew pozorom w firmach produkcyjnych pracuje coraz więcej kobiet. Spójrz proszę na naszą pralnię. Są tu w większości kobiety, które – jak sama widzisz – ubrane są w jednakowe, białe stroje. Marzy mi się, żeby na hali produkcyjnej kobiety ubrane były w fuksję. Żeby było kolorowo i pozytywnie.

Czy jest coś takiego jak moda w odzieży roboczej?

Wyobraź sobie, że tak. Jako zespół DBL jesteśmy szczególnie dumni z tego, że co roku udaje nam się wypracować nowy produkt i wprowadzić na rynek nowy trend, który przełamuje standardowe myślenie o odzieży roboczej. Kiedy zaczynałam tu pracę, a było to prawie 20 lat temu, naszym głównym produktem były niebieskie ogrodniczki i bluza robocza, która zresztą cały czas prowadzi w rankingach sprzedażowych, ponieważ jest to prosty, uniwersalny produkt. To nie oznacza, że spoczywamy na laurach i sprzedajemy tylko to. Mamy ogromny wybór odzieży roboczej i ochronnej, w coraz to nowszych fasonach, a sami pracownicy czują się w nich lepiej i mają większą motywację do pracy. Wraz z producentami odzieży, z którymi współpracujemy od początku działalności DBL w Polsce, pracujemy nad nowymi wzorami. Kiedyś szerokość nogawek w spodniach nie miała znaczenia, a teraz staramy się, żeby spodnie miały kieszenie dopasowane do telefonów komórkowych, odpowiednio zwężane nogawki, żeby koszule były slim. Jednym z produktów, który jest dla nas bardzo ważny, jest kolekcja DBL Future.

O, a co to takiego?

Można powiedzieć, że jest to arcydzieło wśród odzieży roboczej. Doskonałe połączenie świetnego designu, jakości i funkcjonalności. Kolekcja dostępna jest w pięciu nowoczesnych wersjach kolorystycznych. Zastosowano tu melanżową tkaninę, co przy odzieży roboczej jest czymś nowym i nieoczywistym. Sportowy krój bardziej podkreśla sylwetkę. Oprócz tradycyjnych kieszeni, pracownik może cieszyć się większą ilością kieszeni dostosowanych do narzędzi, telefonu komórkowego czy długopisu. Kurtka posiada nawet otwór na kabel do słuchawek. Elastyczne wstawki pod pachami gwarantują swobodę ruchów i wentylację. Dzięki zastosowaniu elastycznego pasa w spodniach, użytkownik odzieży ma pewność, że np. przy kucaniu spodnie pozostaną na swoim miejscu. Cała kolekcja jest bardzo przemyślana, żaden element nie jest przypadkowy.

Brzmi bardzo stylowo.

Muszę przyznać, że pracownik ubrany w tę linię odzieży, wygląda jak z żurnala. Ale nie o to głównie chodzi, bo dla nas najważniejszy jest jego komfort pracy i to, żeby czuł się w tym ubraniu dobrze.

Dlaczego ta odzież jest aż osiem razy droższa od standardowej?

Czas szycia standardowej odzieży to około 30 minut na bluzę. A tu jedna bluza szyta jest przez 2,5 godziny. I cieszę się, że na tego typu odzież decyduje się coraz więcej klientów. W skład kolekcji wchodzi kurtka, spodnie do pasa, spodnie ogrodniczki, krótkie spodenki, kamizelka oraz kurtka przeciwdeszczowa. Dzięki temu pracownicy przez cały rok mogą cieszyć się odzieżą z linii DBL Future.

Kto chodzi w ubraniach DBL?

Trudno znaleźć branżę, w której nie mamy choć jednego klienta. Wśród nich znajdują się firmy produkcyjne z branży spożywczej, piwowarskiej, automotive czy producenci jachtów. Ponadto, obsługujemy warsztaty samochodowe, apteki, laboratoria, a nawet zakład pogrzebowy. Trzeba też rozróżnić odzież roboczą od ochronnej. Ochronna wykonana jest ze specjalnych tkanin, które mają chronić przed kwasami, niwelować zagrożenie wybuchu (tkaniny antyelektrostatyczne) czy optymalizować czas przedostania się iskry do skóry pracownika w trakcie spawania. Mamy klienta produkującego kleje, gdzie jest stałe zagrożenie wybuchem, a więc pracownicy muszą mieć odpowiednią ochronę.

Na czym polega wynajem odzieży roboczej?

W ramach współpracy, DBL zapewnia stałą kontrolę nad obiegiem i stanem odzieży. W przypadku jej zużycia lub zniszczenia ubrania są naprawiane lub wymieniane na nowe. Cotygodniowo przywożona jest czysta odzież, a brudna zabierana do profesjonalnej pralni. Tam ubrania prane są przy wykorzystaniu nowoczesnych urządzeń oraz technologii. Następnie odzież poddawana jest szczegółowej kontroli jakości. Wady takie jak rozdarcia czy oderwane guziki, są natychmiast naprawiane. Czysta odzież przekazywana jest do kierowcy, który dostarcza ją ponownie do siedziby firmy. Klienci DBL mogą cieszyć się estetycznym oraz bezpiecznym ubraniem bez żadnego wysiłku i zaangażowania z ich strony. Usługa typu door to door pozwala klientowi zaoszczędzić czas i pieniądze.

A co, kiedy pracownik odchodzi z firmy?

Pracodawca ma możliwość obniżenia ryczałtu za takiego pracownika. W przypadku posiadania własnej odzieży i tak będzie musiał ją zutylizować, a więc dojdą mu dodatkowe koszty.

Pracujesz w tej firmie prawie 20 lat. To się rzadko zdarza.

No tak, to jest zupełnie niemodne (śmiech). Myślę, że ma to przede wszystkim związek z atmosferą w pracy i z zespołem, z którym mam przyjemność pracować. Mój wspólnik Adam Piber pracuje tak samo długo jak ja, kilku menadżerów, dyrektorów w naszej firmie pracuje też kilkanaście lat, a większość pracowników, którzy rozpoczęli pracę wiele lat temu, do dziś jest z nami.

Jak to możliwe?

Od początku staraliśmy się stworzyć tu rodzinną atmosferę. Nie jest niczym niezwykłym w naszej firmie, kiedy ludzie witają się przytulając, całując w policzek czy podając sobie rękę. Sama z moim wspólnikiem i osobami, z którymi znam się 19 lat, witam się tak codziennie. Bardzo sobie to cenimy, że jest między nami bliskość, mimo że jesteśmy firmą, która w grupie zatrudnia około 250 osób, a w Niemczech ponad 2000. Druga kwestia, to na pewno świadomość wspólnego tworzenia wartości. Wierzymy, że poprzez świadczone przez nas usługi sprawiamy, że pracownikom naszych klientów pracuje się przyjemniej i bezpieczniej. I że robimy to razem.

Od dziesięciu lat jesteś prezesem DBL Polska. Dziś – uśmiechnięta, wesoła, ale początki pewnie nie były łatwe.

Pamiętam, kiedy w maju 2009 roku, rok po powołaniu mnie do zarządu innej spółki z grupy DBL, powierzono mi odpowiedzialność za spółkę założoną w 1989 roku. Spółka nie była wówczas w najlepszej kondycji. Czułam się trochę zagubiona, biorąc na swoje barki ogromną odpowiedzialność. Bałam się, że to wszystko mnie przerośnie. Szukałam wtedy swojej drogi. Pojechałam na Kongres Kobiet, gdzie swoją prelekcję miała doktor Maria Pasło-Wiśniewska, ekonomistka. Mówiła o przywództwie zespołowym i to była jedna z głównych myśli, z którą wróciłam z tego kongresu. Bardzo mi to wtedy pomogło w wyprowadzaniu firmy na prostą, co nie udałoby się bez ścisłej współpracy nie tylko z moim wspólnikiem Adamem, ale również z kluczowymi i najstarszymi stażem pracownikami grupy DBL. Odczuwam ogromną wdzięczność wobec mojego zespołu patrząc wstecz na tamten trudny okres.

Budowaliście firmę od podstaw.

Zaczynaliśmy od kilku osób. Razem z Adamem, moimi ówczesnymi szefami oraz kilkoma nadal pracującymi z nami osobami, budowaliśmy firmę od podstaw. Robiliśmy wszystko. Adam, obecnie prezes innej spółki wchodzącej w skład grupy DBL, wkładał brudną odzież do pralnic, ja, mimo że zatrudniona byłam jako tłumaczka, pracowałam fizycznie w magazynie. Te doświadczenia na pewno mają wpływ na styl naszego zarządzania firmą. Zawsze była mi bliska idea przywództwa zespołowego, podejmowanie decyzji konsultowanych z innymi pracownikami. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu i tego, że tak długo ze sobą pracujemy jest, że razem z Adamem staramy się zapraszać do współpracy menedżerów, pytać ich o zdanie. Nie ma tu zarządzania autorytatywnego.

A ludzie czują, że mają wpływ na to co dzieje się w firmie. To bardzo ważne.

Tak. Zgadzam się w stu procentach. Poza tym razem postanowiliśmy promować kariery naszych pracowników. Kiedyś nie mieliśmy potrzeby powoływania dyrektorów, pracowali z nami kierownicy. Wszystkie dyrektorskie stanowiska, które utworzyliśmy ze względu na rozwój naszej firmy i odpowiedzialności, są obsadzane w ramach kariery wewnętrznej. Ogromną przyjemnością dla nas, zarządu, jest obserwowanie sukcesów zespołu i tego, jak ludzie idą do przodu. A największą radością jest awansowanie ich i dawanie możliwości rozwoju nie tylko osobistego, ale i kompetencji. Ludzie, którzy zaczynali od podstawowych stanowisk: tłumacza, pomocy kierowcy czy krawcowej, dziś zajmują wysokie stanowiska managerskie. Wszystkim nam zależy, żeby to była praca zespołowa. Moja dewizą jest to, żeby otaczać się ludźmi, którzy wiedzą więcej ode mnie. Cieszę się, kiedy mogę się uczyć od moich kolegów czy koleżanek.

Zależy nam, aby każdy członek naszego zespołu czuł, że się rozwija i że nam samym zależy na poszerzaniu jego kompetencji, nie tylko zawodowych. Cieszy mnie, kiedy widzę, jak młodzi ludzie przychodzący do nas, z każdym rokiem nabierają pewności siebie. Dobrze jest mieć takich partnerów w zespole.

Podobnie jest z Twoim wspólnikiem Adamem?

Jesteśmy bardzo różni, ale naszym wspólnym mianownikiem są wartości. I często, rozmawiając z zespołem, cytuję profesora Władysława Bartoszewskiego, że są rzeczy, które się opłacają, ale których nie warto i te które warto, mimo że się nie opłacają.

To myśl, która także mi jest bardzo bliska.

Bo tego typu myśli bliskie są osobom, które w życiu kierują się uniwersalnymi wartościami. Myślę, że warto żyć przyzwoicie. I to cała filozofia. W słynnym wywiadzie Jacka Żakowskiego z Leszkiem Kołakowskim, w którym Żakowski pyta mistrza o uniwersalne prawdy pozwalające żyć w poczuciu pełni, profesor na pierwszym miejscu stawia przyjaźń. A tę się buduje będąc po prostu przyzwoitym.

Ty też zaczynałaś od podstaw, bo byłaś tłumaczką języka niemieckiego.

Tak (śmiech). Trafiłam do firmy w listopadzie 2000 roku. To było zaraz po ukończeniu studiów.

Wyczytałam gdzieś, że już w wieku 16 lat postanowiłaś, że będziesz businesswoman.

Widzę, że się przygotowałaś (śmiech). Rzeczywiście, zawsze chciałam pracować w biznesie. Startowałam na studia prawnicze w Niemczech. Byłam na tyle próżna, że miałam pewność, że dostanę się na Uniwersytet Europejski Viadrina. Życie szybko zweryfikowało brak pokory. Egzamin z języka niemieckiego zdałam na piątkę, a na egzaminie z historii dziwiłam się, dlaczego inni tak długo piszą, kiedy ja już dawno skończyłam. Okazało się, że przeoczyłam jedno z pytań i dostałam tróję. To zamknęło mi drzwi na studia prawnicze. Po tej porażce stwierdziłam, że jedno, co mogę w życiu zrobić, to pójść na germanistykę. W ostatnim momencie złożyłam dokumenty i dostałam się tam na studia. Wymyśliłam sobie wtedy, że zacznę od tłumaczki, a potem pokażę, co potrafię i może ktoś dostrzeże moje zdolności biznesowe.

I tak się stało.

Jako tłumaczka pracowałam 1,5 roku w firmie DBL. Wspólnie z szefami jeździliśmy po całym kraju, prowadziliśmy bardzo trudne negocjacje handlowe. Uwielbiałam te spotkania. To były początki DBL w Polsce. Czasy, kiedy cała obsługa administracyjna firmy odbywała się w Niemczech. Pewnego dnia mój szef przekonał niemiecki zarząd firmy, że warto powierzyć prowadzenie całej administracji jednej osobie, która byłaby na miejscu, w Polsce. Tą osobą byłam ja. Wyjechałam na 3-miesięczne, intensywne szkolenie do Niemiec, gdzie w ekspresowym tempie musiałam nauczyć się obsługi specjalistycznego systemu informatycznego na platformie IBM. Po powrocie do Polski byłam przerażona – jak germanistka da sobie radę z całą obsługą techniczno-informatyczną?! Do tej pory moi znajomi śmieją się, że ze mną to było można pogadać tylko o systemie AS400, programie, na którym pracujemy. Czułam wyjątkową odpowiedzialność. Za siebie, za system, za zespół i klientów. Projekt zakończył się pomyślnie. Potem awansowałam dalej, aż w 2008 powołano mnie do zarządu firmy.

Pamiętasz swój pierwszy dzień w firmie?

Bardzo dobrze. Mieszkałam na Ratajach, więc dojazd na Zawady był dość skomplikowany. Najpierw tramwaj lub autobus, a dalej pieszo. Chciałam być elegancka i szłam w obcasach. Myślałam, że nogi mi odpadną. Potem byłam już mądrzejsza.

I zostawiłaś obcasy w domu?

Tak. Kilka pierwszych tygodni w nowej pracy było dla mnie trudnych, ponieważ mój nieżyjący już szef był bardzo wymagający. Pracowałam po 14-15 godzin. Dużo nauczyła mnie ta praca. Zrozumiałam, że najpierw trzeba się wykazać, a potem czekać, aż zostanie się docenionym. Mój ówczesny szef, Niemiec, sprawdzał mnie w różnych obszarach, na ile jestem w stanie przekroczyć swoje granice. Jak już wspomniałam, dużo jeździliśmy po Polsce, było to fizycznie strasznie męczące, a ja musiałam być wciąż intelektualnie sprawna, żeby przekazać jego myśli w rozmowach z prezesami firm. Ale dałam radę i jestem tu, gdzie jestem.

I jesteś szczęśliwa…

Jestem bardzo szczęśliwa i spełniona. Cieszę się, że pracuję w firmie, w której każdy się wspiera i niesamowite jest to, że kiedy chcę pojechać na wakacje z synem, moje obowiązki przejmuje wspólnik i nie muszę być ciągle pod telefonem i denerwować się, że coś jest niezrobione. To wsparcie jest niezwykle ważne i ma dla mnie ogromną wartość. To oczywiście działa w dwie strony. To co daje mi wiatru w skrzydła, to bycie z moim zespołem, towarzyszenie im w rozwoju zawodowym i prywatnym, i wspólne budowanie firmy. To jest bezcenne.

Jesteś prezeską ogromnej firmy. Zazwyczaj spotykam się z prezesami mężczyznami – z czego to wynika?

Kobietom jest trudniej na tego typu stanowiskach. I może ktoś się oburzy czytając to co powiem, ale mam kilka konkretnych przykładów, że ja, jako kobieta z wiedzą, bardzo poważnym podejściem do pracy, zaangażowaniem, byłam zmuszana do tego, żeby udowodnić, że jako członek zarządu jestem równie ważna jak moi koledzy.

Dlaczego?

Raczej nie wynikało to ze złej woli, a braku świadomości. Gdzieś wewnętrznie, podświadomie, część mężczyzn uważa, że kobieta jest słabsza, mniej wydajna, pójdzie na urlop macierzyński, więc po co jej dawać tę samą pensję. Kilka lat temu, razem ze wspólnikiem, negocjowaliśmy bardzo duży kontrakt. Negocjacje odbywały się w gronie: trzech mężczyzn po jednej stronie, ja i mój wspólnik – po drugiej. Prowadził je prawnik. Przez godzinę rozmowy pan mecenas ciągle używał sformułowań: jak panowie wiecie, jak widzicie, jak panowie to i tamto. Jakbym w ogóle nie istniała. Nie wiem, czy robił to specjalnie, czy świadomie próbował mnie wyprowadzić z równowagi.

Jak się wtedy czułaś?

Na początku byłam bardzo zła i emocje zaburzyły logiczne myślenie, a były to bardzo trudne negocjacje. Wszystko się we mnie gotowało, a potem wzięłam kilka oddechów i stwierdziłam, że może jest to jakaś taktyka, żeby osłabić silę negocjacji. Odczekałam na odpowiedni moment, żeby powiedzieć mu kilka słów. Skończył mówić, a ja na to powiedziałam: wie pan co, jest mi bardzo smutno, i tak sobie myślę, że przecież mam długie włosy, obcasy, spódniczkę, a pan przez godzinę mówi do mnie pan. Zaczynam już wątpić w swoją kobiecość. Nastąpiła cisza. Widziałam, że pan mecenas był zaskoczony moją ripostą, po czym zaczął się dziwnie tłumaczyć. Ostatecznie mnie przeprosił.

I jak się skończyło?

Negocjacje skończyły się dla nas korzystnie. Na kolejnych negocjacjach, z innym klientem, panowie, którzy przyjechali na rozmowę wiedząc, że będzie w nich brał udział Niemiec, powiedzieli: Aga, będziesz tłumaczyć. A ja powiedziałam: wiesz, ja tutaj jestem jako członek zarządu, a nie tłumacz, więc jeśli nie rozumiecie mojego kolegi, to możemy rozmawiać po angielsku. Do dziś nie wiem jaka była intencja. Na kolejne spotkanie panowie przyjechali ze swoim tłumaczem (śmiech). A pierwsze spotkanie istotnie przeprowadziliśmy po angielsku.

Nie masz wrażenia, że kobiety na wysokich stanowiskach często traktowane są jak dodatek do kontraktu?

Ja mam to szczęście, że moi koledzy z zarządu nigdy nie dali mi tego odczuć, ale widziałam już różne sytuacje i mogę powiedzieć, że trochę tak jest. Wszystko zależy od ludzi, którymi się otaczamy. Jedno jest pewne – nie pozwólmy zaszufladkować się jako ładny dodatek do zarządu. Jesteśmy równymi partnerami, pracującymi na tych samych zasadach co nasi koledzy na równoległych stanowiskach. Tak powinno być zawsze i wszędzie.

Pracujesz w DBL całe życie, z różnymi przygodami. Myślałaś kiedyś, żeby zmienić branżę?

Dobrze mi tu z moimi partnerami i zespołem. To jest moje miejsce na ziemi i nie zamieniłabym go na nic innego. Życie jest jednak pełne niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Czytając Kołakowskiego i mając za sobą kilka zaskakujących mnie samą doświadczeń życiowych, unikam słowa „nigdy”. Moje serce jest jednak z DBL i tu chciałabym odejść na emeryturę.

Podziękowania za udostępnienie przestrzeni na potrzeby sesji zdjęciowej dla Bałtyk oraz MTP.