Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Kat z pręgierza

02.09.2022 13:23:45

Podziel się

Poznań to miasto niezwykłe. Gdzie bowiem znaleźć można drugie takie, w którym pierwszą postacią uhonorowaną pomnikiem wzniesionym na wolnym powietrzu, nie był żaden władca, święty czy biskup, ale urzędnik municypalny trzeciej kategorii? Urzędnikiem tym był jedyny obywatel miasta z licencją na zabijanie, człowiek o bardzo dwuznacznej reputacji, kat miejski...

TEKST: dr Paweł Cieliczko
ZDJĘCIA: Z archiwum Fundacji Kochania Poznania

 

Co jeszcze bardziej charakterystyczne dla Poznania (także współcześnie), na wzniesienie tego pomnika nie wydano żadnych środków z miejskiej kasy. Oszczędne już wówczas władze miejskie nie dołożyły nawet grosza do budowy nowego pręgierza, a do zgromadzenia potrzebnych na ten cel środków zobowiązali strażników miejskich. Narzędziem do tego była uchwała miejskich rajców, która zakazywała pannom służebnym ubierania się w zbyt drogie stroje oraz noszenia kosztowności:

Żadna z dziewczyn służebnych, mamek i szynkarek nie ma głowy swojej zdobić jedwabiami kosmatemi, adamaszkiem i atłasem; nie ma się na ulicy pokazywać w czepkach jedwabnych, futrem kunim albo innymi drogimi podbitymi, pod karą niżej opisaną. […] Zakazujemy także, aby żadna z dziewczyn służebnych do stroju swego nie używała złota, srebra i pereł; aby na palcach pierścieni złotych i srebrnych, na szyi łańcuszków złotych, srebrnych i jedwabnych nie nosiła.

Celem uchwały było zadbanie o to, żeby kobiety niskiego stanu odróżniały się wyraźnie od patrycjuszek, a tak naprawdę to pewnie skąpym miejskim radnym zależało na powściąganiu zapędów zakupowych zarówno żon jak i kochanek. Od panny przyłapanej w zbyt wytwornym stroju po raz pierwszy pobierano karę 6 groszy, gdy zostawała zatrzymana po raz drugi kara wynosiła 12 groszy, a gdy doszło do trzeciego zatrzymania pozbawiana była inkryminowanych strojów i biżuterii oraz skazywana na wygnanie z miasta. Strażnicy miejscy dobrze wywiązali się z nałożonych obowiązków i w ciągu trzech lat, z nakładanych na dziewczęta grzywien, zebrali środki potrzebne na sfinansowanie budowy kamiennego pala zwieńczonego posągiem kata. Pamięć o tych przymusowych „fundatorkach” poznańskiego słupa hańby jest w naszym mieście żywa do dnia dzisiejszego. Świadczy o tym choćby poświęcony Pręgierzowi wierszyk Elizy Piotrowskiej z jej książeczki dla dzieci Jadę tramwajem i Poznań poznaję :

Nikt już tego nie pamięta,

lecz karano tu dziewczęta,

które taką wadę miały,

że zbyt suknie ozdabiały.

W ten sposób oszczędni poznaniacy zyskali nie tylko pierwszy pomnik, ale także nową kamienną kolumnę wykonaną z piaskowca. Poznański pręgierz nie został bowiem wzniesiony przed ratuszem dopiero w 1535 roku – jak przeczytać możemy w większości przewodników – ale towarzyszy Poznaniowi od zarania jego dziejów. Nie ma o nim co prawda mowy w akcie założenia miasta, lecz wiadomo, że od wbicia pala symbolicznie rozpoczynano budowę nowego, lokowanego miasta. Słup ten stawał się punktem odniesienia dla geometry, który wokół niego wytyczał rynek, uliczki i place. Gdy budowa miasta dobiegała końca, pal stawał się pręgierzem, miejscem, pod którym ogłaszano najważniejsze postanowienia władz miejskich oraz wykonywano nałożone przez nie wyroki. Pionowa kolumna, wokół której wytyczono miasto, stawała się miejscem, wokół którego ogniskowały się najważniejsze wydarzenia. Tak działo się od średniowiecza, a w 1535 roku zużyty, drewniany pal zastąpiony został kamiennym słupem z piaskowca.

Nie ma chyba w Poznaniu nikogo, kto nie umawiał się „pod pręgierzem”. Wszyscy wiedzą, gdzie on się znajduje i jak wygląda. Są jednak specjaliści, którzy muszą wszystko bardzo ściśle opisać. Pręgierz to według nich ośmioboczna, późnogotycka kolumna, wykonana z piaskowca, spoczywająca na kamiennej bazie wykonanej w postaci stopni. Badacze zauważają, że z tego samego okresu co słup pochodzą kamienne kolumny podcieni domków budniczych i podejrzewają, że wyszły one w tym samym czasie, z tego samego warsztatu kamieniarskiego. 

Na kamiennej głowicy kolumny pojawiła się postać bohatera tego artykułu – poznańskiego kata, który dzięki temu stał się bohaterem pierwszej wolnostojącej, pełnoplastycznej rzeźby w Poznaniu. Posążek kata, mierzący zaledwie 115 cm, umieszczony został na niewielkim, nieregularnym cokole. Niektórzy uważali, że rzeźba przedstawia rycerza, gdyż postać przedstawiona została w zbroi i z mieczem w dłoni.. Teoria ta szczególnej popularności nabrała w czasach pruskich, gdy wskazywano nawet, że to legendarny rycerz cesarza Karola Wielkiego – Roland. Nie miało to oczywiście żadnego oparcia w prawdzie historycznej, bowiem maksymiliańskie zbroje zbudowane ze żłobkowanych płyt pojawiły się we Włoszech dopiero pod koniec XV wieku. Te wzory szybko rozprzestrzeniły się po całej Europie, a w Poznaniu w takiej zbroi przedstawiony został wojewoda Andrzej Górka oraz jego synowie na nagrobkach w poznańskiej katedrze. Wspomnieć warto, że rycerska zbroja nie była niczym nadzwyczajnym w renesansowym Poznaniu, bo każdy mieszczanin miał obowiązek takową posiadać, by móc skutecznie stawać w obronie miasta.

Kat z poznańskiego pręgierza wyposażony został w niezbędne mu narzędzia pracy. W uniesionej prawej ręce trzymał żelazny mieczyk, który symbolizował prawo karania śmiercią, czyli „prawo miecza” („ius galdii”) nadane Poznaniowi w 1298 roku przez księcia Władysława Łokietka. W opuszczonej lewej ręce kat trzymał natomiast żelazne rózgi, które wskazywały, że wykonywał także łagodniejsze wyroki. O tych karach cielesnych do dziś przypominają osadzone w kamiennym słupie żelazne obręcze zakładane na ręce i szyję skazanych, zwane kunami. Na skrępowanych pod pręgierzem podsądnych wykonywane były kary hańbiące, sprawiające nie tylko ból, ale także przynoszące hańbę na honorze skazanego. Podkreślić jednak należy, że ówczesne kary miały mieć charakter edukacyjny czy wychowawczy. Świadczy zresztą o tym, widoczna do dziś, łacińska inskrypcja z Eneidy Wergiliusza, wyryta na słupie: 

Discite iustitiam moniti et non temnere divos.

Uczcie się sprawiedliwości i napomnieni moim przykładem korzcie się przed bogami.

To szlachetne pouczenie nie docierało jednak najwyraźniej do przekonania wszystkich mieszkańców Poznania, a byli i tacy, którzy traktowali je niemal jako rzucone im wyzwanie. Jan Sztaudynger w wierszu Pod pręgierz pisał:

Postawcie mnie pod pręgierz,

Jestem największym niecnotą,

Co wszelki ból i zło,

W poezji zamienia złoto. […]

 

Czy skłamię, czy sfałszuję,

Czy przeklnę, czy ukradnę,

To wszystko w moich wierszach

Wychodzi takie ładne. […]

Funkcjonują dwie teorie dotyczące daty pojawienia się na kolumnie posążku kata. Pierwsza z nich – którą sformułowała Teresa Jakimowicz – mówi, że rzeźba postawiona została równocześnie z piaskowcową kolumną, a świadczyć ma o tym modelunek postaci kata oraz maksymiliańska zbroja, częsta w przypadku rzeźb z pierwszej połowy XVI wieku. Druga teoria przesuwa natomiast datę powstania posągu o blisko 60 lat, wskazując na odnotowany w miejskich księgach spór z 1593 roku toczący się pomiędzy rajcą miejskim Maciejem Bolkiem oraz kamieniarzem Henrykiem Hornsteinem o nieterminowe wykonanie figurki kata.

Poznański pręgierz był najwyraźniej intensywnie użytkowany, bo wymagał częstych napraw. Kolejne remonty opłacane z magistrackiej szkatuły zaznaczone zostały na kolumnie datami: 1690, 1727, 1749, 1781, 1825 oraz 1880. Swoją funkcję karną słup przestał pełnić od dnia 6 maja 1848 roku, kiedy to decyzją władz pruskich zakazano wykonywania jakichkolwiek kar cielesnych pod pręgierzem. Kolumna z katem na szczycie szybko przestała kojarzyć się z kaźnią, a stała się raczej punktem orientacyjnym w mieście. O zmianie charakteru poznańskiego pala hańby wspominała w wierszyku Pręgierz na rynku Jadwiga Badowska-Muszyńska, która pisała, że dzisiaj tego wysokiego słupa nikt się już nie boi, bo stoją pod nim stragany. I faktycznie tak było. Przez kolejne lata pod pręgierzem nie pojawiali się skazańcy, ale kwiaciarki i inne przekupki. Fotografie ryku poznańskiego z XIX wieku pokazują, że pod czujnym okiem miejskiego kata handlowano najróżniejszymi towarami.

Poznański kat nazywany był potocznie Mistrzem Małodobrym albo Skruchem, jego zadaniem było bowiem doprowadzenie do tego, by podsądny skruszył się i przyznał do zarzucanych mu czynów. Z czasem jednak kruszeć zaczął także sam kat na poznańskim Pręgierzu i to kruszeć w sensie dosłownym. Na fotografiach z XIX wieku widać go bez głowy, z odłamanym prawym barkiem czy pozbawionego prawego ramienia. Reperowano go na bieżąco, ale naprawy nie mogły powstrzymać narastającego procesu rozpadu renesansowej rzeźby oraz zniszczonego jak i ona, słupa z piaskowca. Wspomina o tym Zbigniew Zakrzewski w swojej książce o międzywojennym Poznaniu – „Wiekowy pręgierz został za mych lat chłopięcych zastąpiony wierną kopią dłuta Marcina Rożka, oryginał zaś umieszczono w Muzeum Miasta Poznania w Ratuszu”.

W czasie okupacji oryginalna rzeźba przedstawiająca poznańskiego kata zaginęła. Szczęśliwie po wojnie odnaleziona została przez profesora Witolda Maisela w składnicy miejskiej przy ul. Kościelnej 56. Kat był zdemontowany i rozłożony na części, ale kompletny. Posąg, który obecnie widzimy na rynku, to właśnie replika wyrzeźbiona w 1925 roku przez Marcina Rożka, a oryginalnego kata można oglądać w Muzeum Historii Miasta Poznania w pobliskim Ratuszu.

W ostatnich latach drugiemu katu przydarzyło się także kilka groźnych wypadków zakończonych złamaniami czy potłuczeniem. Nowe stulecie rozpoczęło się wprawdzie od restauracji pręgierza oraz figury kata w 2001 roku, jednak już w kolejnym roku doszło do jego pierwszego uszkodzenia. Najpierw jego ramię zostało naruszone przez kibiców świętujących powrót Kolejorza do ekstraklasy. Niedługo potem zauważono brak miecza w dłoni kata. Okazało się, że uszkodzony został podczas akcji artystycznych prowadzonych przez profesora Jarosława Maszewskiego z Uniwersytetu Artystycznego, który zresztą zgłosił to niezwłocznie Miejskiemu Konserwatorowi Zabytków, a potem sam uczestniczył w naprawie uszkodzonej rzeźby. Do ponownego pozbawienia kata ręki trzymającej miecz doszło w 2010 roku, w trakcie wielkiej fety, podczas której kibice Lecha Poznań świętowali zdobycie Pucharu Polski.

Do najtragiczniejszego wypadku kata doszło jednak rok później, podczas gdy kilkanaście tysięcy kibiców poznańskiej drużyny świętowało zdobycie mistrzostwa Polski. Jeden z bawiących się wówczas na rynku studentów wdrapał się na kolumnę, żeby zrobić sobie zdjęcie wraz z rzeźbą. Posąg rozbił się na kilkanaście dużych i kilkadziesiąt małych fragmentów, a głowa poznańskiego kata w ogóle zaginęła. Odtworzenie rzeźby trwało kilka miesięcy i kosztowało 40.000 zł, pracami renowacyjnymi kierował Mariusz Lewicki. Szczęśliwie w międzyczasie  odnalazła się zaginiona głowa kata, a konserwatorom udało się  złożyć rozbite elementy. Nie odnalazł się tylko jeden katowski but, który trzeba było zrekonstruować. Przy okazji renowacji dokonano także zabezpieczenie figury, przymocowano ją do kolumny specjalną kotwą, aby nic jej nie groziło, gdy kibice miejscowego Kolejorza świętowali będą zdobycie kolejnych mistrzostw i pucharów Polski.