Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Musical to jest mój żywioł

16.05.2022 21:01:46

Podziel się

W geście solidarności z narodem ukraińskim Fundacja Barak Kultury stworzyła piosenkę, którą w dwóch językach zaśpiewała Oksana Hamerska. Utwór „Ukraina żyje" powstał jako wyraz wsparcia, bo „Każdy ma prawo być wolny. Jak ptak na niebie, co rozwija skrzydła ponad istnieniem”. Oksana Hamerska to aktorka i wokalistka, która urodziła się w Ukrainie. Jeszcze na studiach została nagrodzona za najlepszą drugoplanową rolę żeńską na 4. Międzynarodowym Festiwalu Szkół Teatralnych w Warszawie. Występowała w wielu teatrach w Polsce. W 2015 roku rozpoczęła współpracę z Teatrem Muzycznym w Poznaniu rolą Evy Peron w spektaklu Evita. Teraz zagra Irenę Sendlerową.

ROZMAWIA: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIA: Piotr Pasieczny, Fotobueno

Jak doszło do powstania tej poruszającej piosenki i klipu?
Oksana Hamerska: Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, artyści poznańscy postanowili natychmiast działać i pomagać. Pierwszą inicjatywą był koncert, który odbył się w Teatrze Polskim, a wzięli w nim udział artyści ze wszystkich poznańskich teatrów i nie tylko. Śpiewaliśmy charytatywnie, by zbierać fundusze na pomoc. Podczas koncertu poznałam bliżej Olhę Hryhorash, która współpracuje z Barkiem Kultury. Prowadzi teatr „Emigrant”. Zaraz po koncercie zwróciła się do mnie z pytaniem czy byłabym chętna zaśpiewać piosenkę, do której słowa napisał Przemek Prasnowski, a muzykę skomponował Maciej Muraszko. To była bardzo szybka akcja, ponieważ piosenkę trzeba było bardzo szybko przygotować i wykonać ją na koncercie na Placu Wolności, który odbywał się dosłownie kilka dni później. Przyjęłam propozycję natychmiast. Przyznaję, że było to duże wyzwanie, bo był już nagrany podkład tej piosenki i nie miałam możliwości zmiany tonacji, a była napisana w troszkę niewygodnej dla mnie. No ale przecież nie o to tu chodziło. Chodziło o przekaz emocjonalny i o to, by dawać ludziom nadzieję. Ta pieśń ma wielki potencjał, by dodawać otuchy tym, którzy przyjechali do Polski, ale też tym, którzy zostali w Ukrainie.

Sama Pani tłumaczyła tekst na ukraiński?
Kiedy zobaczyłam tekst piosenki, to stwierdziłam, że chciałabym ją przetłumaczyć. Kiedyś tam, w dzieciństwie, pisałam teksty piosenek i postanowiłam, że spróbuję, żeby przyspieszyć sprawę i żeby się dobrze śpiewało w obu językach. Starałam się oczywiście wiernie oddać przekaz tego tekstu, ale czasem trzeba coś zmienić, żeby dobrze brzmiało.

Ma Pani korzenie ukraińskie. Pani rodzina mieszka w Ukrainie?
Urodziłam się w Ukrainie, w miasteczku Mościska tuż przy granicy z Polską. Moi rodzice są Ukraińcami, ale język polski słyszałam już od maleńkości, ponieważ jest tam też bardzo dużo Polaków. Polskość jest tam wszędzie i od zawsze. Jeździło się na święta polskie do Polaków, a oni do nas na nasze. Równocześnie we mnie rozwijała się kultura polska i ukraińska. Dlatego też obrałam ten polski kierunek. Wymarzyłam sobie studia tutaj już kiedy przyjeżdżałam z chórem Mościckie Słowiki. Zwiedziłam wtedy bardzo dużo polskich miast i zakochałam się w tym wszystkim, co łączy się z Polską. I tak myślałam, że to jest miejsce mi pisane, że to właśnie tutaj chciałabym mieszkać. Okazało się, że mam korzenie polskie, bo mój dziadek był ochrzczony w kościele i jeden papierek pomógł nam to udowodnić. Najpierw jednak musiałam przejść roczny kurs dla obcokrajowców w Rzeszowie. Bardzo miło wspominam tamten pobyt i opiekę, którą nas otoczyli, bo przecież byliśmy jeszcze dziećmi. Miałam wtedy 17 lat. Potem zdawałam egzamin ukierunkowujący mnie na studia. Dowiedziałam się o Akademii Muzycznej w Krakowie. Nie miałam wykształcenia klasycznego i na egzaminie wstępnym śpiewałam pieśni ludowe. Zabrakło mi pół punktu i nie dostałam się. Trochę się załamałam, bo posypały się wszystkie plany. Zabrano mi stypendium, ale napisałam pismo, że chcę zostać i studiować historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Muszę jednak powiedzieć, że nie był to najwspanialszy rok w moim życiu. Historia okazała się pomyłką. Głównie żeby nie chodzić na wf, zapisałam się do Zespołu Pieśni i Tańca Krakus. Tam dowiedziałam się o szkole teatralnej, gdzie – jak powiedział mi kolega – jest pełno takich świrów jak ja. W ostatniej chwili złożyłam papiery, zdałam egzamin, dzięki temu, że nie miałam świadomości, kto mnie egzaminuje. Był to Jerzy Stuhr, który ze mną po prostu rozmawiał i nie miałam tremy. Wskoczyłam na stół, zaśpiewałam „Oczy czarne” i jakoś poszło.

Rodzice byli szczęśliwi, kiedy dowiedzieli się, że zamiast historyczki, będą mieli w rodzinie aktorkę?
Rodzice, kiedy im o tym powiedziałam, załamali się. Moja mama uczy w szkole literatury powszechnej i języka ukraińskiego, ale kocha scenę i wszystko to, co z nią związane. Prowadzi też kółko teatralne. Tato całe życie śpiewa i gra na przeróżnych instrumentach. Kiedy jednak dowiedzieli się, że znowu nakombinowałam, to nie byli szczęśliwi.

Szkoła teatralna, to było to, co chciała Pani studiować?
Przekroczyłam bramy uczelni, odetchnęłam i wiedziałam, że to jest moje miejsce. Przez pierwszy rok nie dostawałam stypendium, bo prawnie wyglądało to tak, jakbym powtarzała pierwszy rok. Czasem było naprawdę ciężko. Ale ja mam szczęście w życiu. Zaproszono mnie na Festiwal Piosenki Kresowej w Mrągowie, gdzie zaśpiewałam piosenkę w języku polskim i ukraińskim „Moja matko ja wiem”. Tak się to spodobało publiczności, że dostałam nagrodę w wysokości 3 tysięcy złotych. Ogromna kwota dla mnie. Zawiozłam ją do mamy i prosiłam, żeby mi z niej wydzielała drobne kwoty. Na studiach pracowałam też jako kelnerka. Potem wróciło stypendium. Dostałam się też na III roku studiów do Teatru Muzycznego w Gliwicach. Wygrałam casting na główną rolę w musicalu „42 ulica” i za nią dostałam Złotą Maskę za musicalowy debiut.

W Pani życiorysie jest pewien spektakl, który towarzyszy bardzo ważnym momentom w życiu, zmienia je.
Tak. Jako spektakl dyplomowy przygotowaliśmy „Sen nocy letniej” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka i to był kolejny przełomowy moment w moim życiu i karierze. Bardzo dużo się nauczyłam, bo z tym przedstawieniem jeździliśmy po całej Polsce. Wygraliśmy też przegląd dyplomów szkół teatralnych. Ten spektakl potem został przeniesiony do Teatru Nowego w Poznaniu. Przyjechałam wtedy na casting, ale nie przyjęłam tej roli. Dyrektor Wiśniewski zaproponował mi rolę pod warunkiem, że przyjdę na etat, a ja wtedy byłam wolnym duchem i bardzo chciałam jeździć po świecie. W międzyczasie wzięłam też udział w castingu do roli w musicalu „Me and my girl” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Dostałam się, ale zrezygnowano z premiery. Potem okazało się, że potrzebne jest zastępstwo w Teatrze Nowym, bo dziewczyna, która grała Hermię, zaszła w ciążę i dyrektor Wiśniewski zwrócił się do mnie z propozycją. Przyjęłam ją i grałam gościnnie. Później wyszło tak, że przyjęłam etat i poznałam Andrzeja Hamerskiego, który został moim mężem. To była wspaniała pięcioletnia przygoda z teatrem dramatycznym i bardzo dużo mi dała.

Zdecydowała się Pani jednak na zmiany.
Otrzymałam propozycję udziału w castingu do „Evity” w Teatrze Muzycznym. Zdobyłam główną rolę i pomału przeszłam do Teatru Muzycznego. Stało się to, co miało się stać. Musical to jest mój żywioł i śpiewam od urodzenia. Moja mama mówiła, że wypracowywałam głos od początku, bo bardzo dużo krzyczałam. Potem też przeszedł do tego teatru mój mąż i został zastępcą dyrektora.

Zdobyła Pani też kolejną główną rolę w zapowiadanej na jesień premierze.
Tak, chyba mogę już o tym powiedzieć. Powstaje spektakl o Irenie Sendlerowej, niesamowitej postaci, i udało mi się wygrać casting do tej roli. Bardzo mocno się do niej przygotowywałam, czytałam o Jej życiu i tym, co zrobiła.

Nie mogę o to nie zapytać: czy Pani rodzina jest bezpieczna?
Rodzice zostali w Mościskach. Są bezpieczni. Nawet nie chcą słyszeć o wyjeździe, bo przecież tam jest ich dom, tato ma ule i króliki. Nie zostawi ich. Bratowa z dziećmi przyjechała do nas i z nami mieszka, a brat został na miejscu. Nie mógł, ale i nie chciał wyjeżdżać. Chce pomagać. Na razie są bezpieczni. Niesamowity jest mój mąż, który pomaga od samego początku. Pierwszy zawsze rano wstaje i to On dowiedział się o ataku na Ukrainę. Od razu rzucił się w wir organizowania pomocy. Założył grupę na FB, cały czas wysyła kolejne paczki z potrzebnymi rzeczami. Ostatnio w poniedziałek wielkanocny zrobił mi niespodziankę i pojechał zawieźć moim rodzicom bagażnik pełen darów.  Nic nie jest dla Niego za trudne. Po prostu pomaga, bo tak czuje. Ja czuję, że w domu mam prawdziwą inspirację do grania postaci Ireny Sendlerowej.