Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Wesoły profesor Mruk

01.12.2021 06:00:00

Podziel się

Prof. Henryk Mruk jest cenionym ekspertem z dziedziny ekonomii oraz bardzo lubianym wykładowcą na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Mimo że niechętnie używa telefonu komórkowego, bezbłędnie odnajduje się we współczesnym świecie i zawsze jest o krok dalej od tych, których naucza. Swoje wybory życiowe i zawodowe opiera na intuicji, która szczęśliwie prowadzi go przez ponad 70 lat spełnionego życia. Zna swoją wartość, a nauczony pewności siebie, chętnie dzieli się wiedzą i przepisem na sukces z młodszym pokoleniem.

Rozmawia: Dominika Job
Zdjęcia: materiały własne

Zapewne często zdarza się, że rozmowę rozpoczyna Pan od tego, jak bardzo mylące jest Pana nazwisko.
Kiedyś faktycznie ten temat był częściej poruszany. Studenci mówili mi, że więcej osób zapisałoby się na moje zajęcia, gdybym miał inne nazwisko. (śmiech) Posługuję się nim od 70 lat, zbudowałem na nim swoją markę i dzisiaj każdy już raczej wie, że mrukiem nie jestem.

Poczucie humoru towarzyszy Panu od czasów liceum, gdzie po raz pierwszy zetknął się Pan z kabaretem.
W 1966 roku ukończyłem IX LO, gdzie znakomitej kadrze przewodził dyrektor Edgar Tłuchowski. Bardzo dbał o nasz rozwój, organizował w szkole koncerty, kabarety, dodatkowe wykłady. Bywali u nas m.in. Sławomira Kwaśniewska i Józef Fryzlewicz z Teatru Nowego, Leonard Pietraszak – znany dzisiaj m.in. z filmu Vabank. Ja miałem wtedy 17 lat i wydawało mi się, że oni są starzy, bo mieli po dwadzieścia parę. (śmiech) Od nich uczyłem się aktorstwa, wystąpień publicznych, podpierania głosu, mówienia. Bardzo mi się to przydało z czasem, kiedy rozpocząłem pracę jako wykładowca.

A bycie introwertykiem nie przeszkadza Panu w tym zawodzie?
Ja jestem pośrodku krzywej dzwonowej na rozkładzie Gaussa, czyli ambiwertykiem. Bliżej mi do introwertyczności niż ekstrawertyczności, dlatego trudniej mi przełamać się i stanąć przed audytorium. Znam osoby, które odeszły z pracy na uczelni, gdyż nie były w stanie przemawiać przed studentami. Ale nauczyłem się tego i radzę sobie dobrze. Chociaż po wykładzie wracam do swojego świata i chcę pobyć sam. Nie nadaję się na imprezy. Podczas takich większych spotkań nie bardzo wiem, jak się zachować i co ze sobą zrobić.

Myślę, że dla wielu osób taka integracja z obcymi ludźmi może być kłopotliwa.
Nie zmienia to faktu, że ciągnie mnie do ludzi. To dlatego wybrałem ekonomię, chociaż miałem iść na prawo. To była znakomita decyzja. Prawo wydawało mi się bardzo suche, a przez teatr, angażowanie się w sztukę i kulturę, bardziej odpowiadały mi nauki społeczne. Do ostatniej chwili nie wiedziałem, co wybiorę, ale wiedziałem, że interesują mnie sprawy związane z ludźmi. Jako ostatni na roku, przymuszony już przez dyrektora liceum, wybrałem kierunek studiów. Postawiłem wtedy na ekonomię i jestem zadowolony, ponieważ dzięki temu trafiłem na mistrzów, na ludzi, którzy mi bardzo odpowiadali i wpłynęli na moje życie, jak np. prof. Zbigniew Czerwiński, który uczył logiki i ekonometrii. To, czego się od nich nauczyłem, to opoka, na której budowałem życie. Piękne i spełnione. Zawdzięczam temu wszystkie awanse, doktorat, habilitację, profesurę. W wieku 70 lat przeszedłem na emeryturę i rozpocząłem etat w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Poznaniu. Mogłem oddać się moim pasjom: pisaniu i prowadzeniu wykładów. To są moje dwie silne strony – lekkie pióro i zdolność współpracy z grupami.

To są takie szczęśliwe zbiegi okoliczności w życiu.
Cudowne zrządzenia losu, jak np. takie, że od zawsze miłowałem Grecję i Rzym, a w 1981 i 1990 roku dostałem stypendium rządu greckiego i włoskiego. Ostatnio dużo czytam o tajnikach mózgu i jestem przekonany, że istnieje intuicja, wyczucie, które sprawia, że wybieram tę drogę, a nie inną. Jako młody człowiek nie wiedziałem jak pokierować swoim życiem, a okazało się, że bardzo dobrze wybrałem.

Pana życie zawodowe to pasmo dobrych wyborów i realizowanych pasji. Nawet pomimo emerytury, ani na chwilę nie zwalnia Pan tempa pracy. Jakie są plany na najbliższą przyszłość?
Plan jest taki jak u Z. Brzezińskiego, tj. rano napisać ostatni artykuł, a wieczorem opuścić świat. Z przymrużeniem oka oczywiście. (śmiech) Lubię to, co robię i chcę to robić nadal. Dużo piszę. Myślę, że jestem rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę napisanych stron. Co tydzień tekst na blogu, artykuły do czasopism. Teraz ukazała się książka z okazji 95-lecia Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, którą opracowałem. Mniej więcej 100 osób napisało po jednej stronie na temat różnych wartości, a ja dodałem strony wiążące, przeplatając to moimi wspomnieniami i okraszając humorem.
Od trzech lat jestem emerytowanym już profesorem i fakt, że władze rektorskie poprosiły mnie o napisanie publikacji z okazji tego jubileuszu, to dla mnie ogromny zaszczyt i wyróżnienie. To opowieść o wartościach, a dla mnie wartości są kluczowe. W życiu instytucji, przedsiębiorstwa, ale również pojedynczego człowieka. Otrzymałem bardzo przyjemną informację zwrotną od ludzi, że książka im się podoba i świetnie się ją czyta nawet od środka, od wybranego fragmentu.

Jak trafia Pan na te wszystkie ciekawostki, za które publika Pana uwielbia?
Mam zdolność wyłapywania i łączenia różnych rzeczy. Jestem na bieżąco z tym, co się dzieje. Dzisiaj na przykład zapytałem słuchaczy dlaczego Emma Raducanu ma szansę zostać najbogatszą tenisistką. Tylko jedna osoba na sali wiedziała, kto to jest. Byłem więc o krok przed nimi. Powiedziałem dlaczego tak może być. Dlaczego? Jej matka jest z Chin, ojciec z Rumunii, ona urodzona w Kanadzie i mieszka w Anglii… Ma szansę zbudować ogromną społeczność wokół swojej marki. Wielu producentów jej zapłaci, aby nosiła ich odzież sportową, koszulki, buty itd. Samych Chińczyków jest przecież ponad miliard. Czy tak będzie? Nie wiem, jednak rozumowanie jest logiczne.

Zbiera Pan takie informacje w ramach własnego rozwoju?
Aby uczyć innych, trzeba być o krok przed nimi. Jak dotąd jestem. Umiem się zorganizować, pracuję systematycznie. Mam sporo czasu na własny rozwój. Czytam, słucham, spotykam się z ludźmi, rozmawiam.

Pan to potrafi przemawiać do ludzi! Dlaczego powiedział Pan, że ma ograniczoną zdolność do zabawy z małymi dziećmi?
Od 50 lat rozmawiam z dorosłymi ludźmi, więc gdy nagle pojawia się mój 9-letni wnuk Antoni, to nie wiem, o czym mam z nim rozmawiać. Zabawy w chowanego wydają mi się być stratą czasu, w związku z tym uczę go przysłów łacińskich lub tłumaczę prawo Kopernika – Greshama. On już je nie tylko zna, ale też rozumie i wie, że „pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy”. (śmiech)
Dodatkowo, rok temu zbudowałem z wnukami pięć topolowych uli. Pszczoły lubią takie z miękkiego, ciepłego drewna, więc takie zbudowaliśmy. Przy tej okazji, skoro mam lekkie pióro, a temat jest mi bliski, zostałem również współautorem Encyklopedii Pszczelarskiej.

Czyli najpierw Pan się uczy, aby później nauczać innych?
Zawsze w tej kolejności. Najpierw trzeba coś wiedzieć, aby móc uczyć innych. Teraz jest takie pytanie: na ile bezpośrednio, a na ile zdalnie? Dalej – na ile wykłady, a na ile warsztaty? Jak zmieniać metody nauczania? Więcej praktyki, uczenia się od siebie nawzajem, a mniej wykładów? Jak skutecznie organizować pracę w grupach? Jak inspirować do kreatywności, pracy w zespołach? To są dla mnie wyzwania. Opanowałem metodę wykładową, jednak teraz to jest passe. Zacząłem pisać na blogu. Pisanie również jest passe, ponieważ lepszy jest film na YouTube. Również podcast jest lepszy od artykułu na papierze…

Jak się Pan czuje w obliczu tych wyzwań i przenoszeniu się do świata cyfrowego, wirtualnego?
Od strony sprzętu jestem już przygotowany do tego, żeby nagrywać. Teraz będę ćwiczył nagrywanie próbne, a następnie uruchomię kanał na Spotify. Nagraliśmy już sporo filmów na YouTube. Jedna studentka poradziła mi, żebym czytał to, co napisałem. Niektórzy nie dotrą do bloga, ale chętnie mnie posłuchają, tym bardziej, że mam charakterystyczny głos i dlatego lepsze byłoby czytanie autorskie.

Myślę, że jest to też dobry sposób dla osób introwertycznych, by przemawiać swobodniej do ogromnej i zróżnicowanej publiczności, której nie widać.
Prowadziłem zajęcia na Zoomie, gdzie widoczne były zdjęcia studentów. Natomiast inną kwestią byłoby regularne mówienie do ekranu. Będę musiał wypracować w sobie umiejętność mówienia do pustej sali. Będą różne wyzwania z tym związane. Na szczęście od lat 80. miałem dużo nagrań dla radia i telewizji, także mam wiedzę oraz umiejętności, dlatego przy nagrywaniu wystąpień wszystko wychodzi dobrze.
Na razie mam sporo zajęć, ale jestem obowiązkowy i odpowiedzialny. Trzymam się planu zajęć. Codziennie mam do przejechania 25 km rowerem, bo o ruch trzeba dbać. Dbam również o to, by mieć czas na relacje, na pomaganie innym. Trawa nie rośnie szybciej, jeśli się ją pociąga za źdźbła, dlatego będę pracował spokojnie.

Te pozytywne emocje, które Panu towarzyszą, radość i optymizm – czy to przepis na sukces?
Odwołam się do Viktora Frankla, który napisał, że w XXI wieku ludzie mają za co żyć, ale nie mają po co żyć. I to pewnie jest kluczowe: poczucie sensu. Szczęście nie jest celem. Szczęście jest pochodną drogi do sensu. To rozwój osobisty, pomaganie innym, tworzenie lepszego świata. Może wyposażenie fabryczne. Pewnie mam w mózgu dużo neuronów lustrzanych. Jestem optymistą. Założyłem wiele firm, prowadziłem je. To typowe dla optymistów. Tak mnie natura wyposażyła, ale też ukształtowała Marianna – mama mojej mamy, która obdarzyła mnie wielką miłością. Dała dużą pewność siebie, dzięki czemu moje życie uznaję za udane, spełnione i szczęśliwe. I to też jest nasze zadanie – nasze, czyli osób z pokolenia BB, aby wspierać kolejne pokolenia. I ja chcę to nadal robić.