Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Babka od histy

07.12.2021 10:31:50

Podziel się

Nauczycielką historii w III LO w Poznaniu jest już od 12 lat, w Internecie od 4. W tym roku – wspólnie z Joanną Gadomską prowadzącą profil Biologia z Blondynką – odebrała tytuł Wielkopolskiego Nauczyciela Roku, a wcześniej Medal Wolności Słowa Fundacji Grand Press. Agnieszka Jankowiak-Maik przyznaje, że jest uzależniona od kontaktu z uczniami i nauczania historii. Chociaż miała już kryzys, podczas którego zastanawiała się nad odejściem ze szkoły.

ROZMAWIA: Anna Skoczek
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne

Co dla Pani oznaczają tegoroczne nagrody?
Bardzo jestem wdzięczna za wszystkie te nagrody, to dla mnie ogromny zaszczyt, ale mam też takie poczucie, że one są ważniejsze niż ja. To znaczy, nie sądzę, żeby Medal Wolności Słowa był konkretnie dla Jankowiak-Maik. Raczej jest dla nauczycieli i nauczycielek w momencie dziejowym, w którym jesteśmy i że ta moja postać stała się po prostu swego rodzaju symbolem. Jest to docenienie naszej pracy. Zrozumienie, że edukacja jest ważna. W taki sposób interpretuję te nagrody, bo wiem, że takich osób jak ja jest mnóstwo. Ja po prostu zostałam zauważona, ale o tym decydują niuanse, przypadek.

Jak to jest być nauczycielem istniejącym w przestrzeni wirtualnej?
Kiedy założyłam profil, przez pierwszych kilka dni polubiło go ponad 500 osób. Byli to głównie moi obecni i byli uczniowie. Nie ukrywam, że było to dla mnie zaskakujące. Teraz jest tam mnóstwo osób, również nauczyciele i rodzice.

Czy wiedząc jak potoczy się ta historia, zdecydowałaby się Pani na to jeszcze raz?
Oczywiście. Mam silną konstrukcję psychiczną, dobrze radzę sobie z hejtem. Wynika to też z tego, że nie mam za bardzo czasu, żeby śledzić na bieżąco wszystkie informacje ukazujące się w Internecie na mój temat. No i oczywiście plusów jest więcej. Stworzyłam swój pokój nauczycielski w sieci. Poznałam mnóstwo podobnych do mnie nauczycielek i nauczycieli. Wspieramy się, komentujemy swoje działania, dajemy sobie wzajemnie siłę w zawodzie, który nie jest łatwy.

Czy Babka od histy i Agnieszka Jankowiak-Maik to dwie różne nauczycielki?
Na pewno wspólna jest moja pasja do pracy. Spójne są również moje wartości. W sieci przedstawiam też przykłady z własnej pracy. Ludzie z Internetu mają jednak dostęp do pewnego wycinka mojego życia. Wiele osób jest zaskoczonych na przykład tym, że mam malutkie dziecko, bo nigdzie go nie pokazuję. Jestem przeciwniczką eksponowania życia prywatnego w Internecie.

W tym roku otrzymała Pani sporo nagród, ale już wcześniej była Pani doceniana w Poznaniu…
W 2017 roku dostałam wyróżnienie w Konkursie na Wielkopolskiego Nauczyciela Roku, a wcześniej też nagrodę Prezydenta Miasta Poznania, o którą wnioskowała moja Pani dyrektor. Zresztą również doceniała mnie w szkole, co w zawodzie nauczyciela jest bardzo ważne. Chociaż bezcenne jest to, że zawsze czułam się doceniana przez uczniów i uczennice. To dzięki nim w ogóle wytrwałam w zawodzie, bo oczywiście miałam momenty zwątpienia…

Kiedy miała Pani taką chwilę?
Był to moment strajku nauczycieli. Czułam wtedy, że w naszym zawodzie coś powinno się zmienić i nie chodzi tu tylko o kwestię zarobków, bo to wierzchołek góry lodowej. Dzisiaj szkoła nie służy ani dzieciakom, ani nauczycielkom, ani nauczycielom. Jest tam ogromny nacisk na rzeczy mało istotne. To przeładowane podstawy programowe, funkcjonowanie w systemie post pruskim, gdzie bardzo dużo się sprawdza, jest bardzo ograniczone zaufanie, straszna biurokracja, dużo kontroli i całkiem dużo strachu. To działa od samej góry i często przekłada się na młodzież. To niestety jest najgorsze. Miałam ogromną nadzieję w związku ze strajkiem nauczycieli, bo wydawało mi się, że trudno będzie zignorować potężny głos tak licznej grupy zawodowej.

Okazało się jednak, że strajk upadł…
Im dłużej trwał, tym mniejszym poparciem społecznym się cieszył. Było to dla mnie bardzo przykre. Wtedy zostaliśmy osamotnieni i wtedy po raz pierwszy podjęłam decyzję o ścięciu swojego etatu w szkole.

Ale nie chciała Pani odejść?
Zawód nauczyciela jest taki, że jak ktoś się bardzo stara i ma poczucie misji – chociaż osobiście bardzo nie lubię tego sformułowania, bo za misję się nie płaci, więc to jest trochę sprzeczne z tym, żeby powalczyć również o tę godność finansową – to nie pracuje czterdziestu godzin tygodniowo. Czasami nie pracuje nawet pięćdziesięciu. Ma też bardzo obciążoną psychikę problemami młodych ludzi. Jestem tego przykładem, ponieważ staram się być otwarta i staram się być wsparciem dla uczniów i uczennic, jednak czasami ich problemy są trudne do udźwignięcia. No i kiedy te wszystkie czynniki się zbiegły, to faktycznie miałam ogromny kryzys. Przychodziłam po pracy do domu i płakałam gdzieś w kącie, miałam kompletnie dość, chociaż i tak nie umiałam tak do końca odejść.

Wtedy zaczęła się Pani rozwijać w innych kierunkach.
Często powtarzam nauczycielom i nauczycielkom, że jeśli jesteście dobrzy w tym zawodzie, to bez problemu znajdziecie pracę w innym sektorze. Oczywiście jest to o wiele łatwiejsze w dużym mieście i ja bez problemu znalazłam taką pracę. To dodało mi wiary w moje kompetencje. Teraz staram się tę wiarę przenosić na innych, prowadząc szkolenia. Zostałam wtedy redaktorką naczelną serwisu internetowego i przekonałam się, że szkoła gra mi w sercu, więc już niedługo, po urlopie macierzyńskim, wracam do nauczania.

Można powiedzieć, że jest Pani uzależniona od tego kontaktu z młodzieżą?
To jest na pewno wyzwanie, ale jeśli traktuje się młodzież po partnersku, daje im się przestrzeń i zaufanie, to oni są naprawdę świetni. To są osoby, które chętnie angażują się w sprawy społeczne, zostają wolontariuszami, są aktywistami. Bardzo wielu moich uczniów zaangażowało się w młodzieżowy strajk klimatyczny. Oni szukają poczucia sensu i to poczucie nie zawsze są w stanie odnaleźć w szkole.

A jak powinno być?
Mam takie przekonanie, że to, co każemy uczniom wkuć z podręcznika, nie zostanie z nimi na długo. Młodzi ludzie jednak nie zapominają tego, jak się czują w towarzystwie nauczyciela, nauczycielki, a ja chciałabym, żeby czuli się ze mną dobrze. Widzą też pewne postawy i zachowania. Jeżeli mam na lekcji WOSu albo historii mówić uczniom i uczennicom, że postawa obywatelska jest ważna, że mają prawa, że mogą z nich korzystać, powinni być aktywni, a sama tego nie robię – to byłaby hipokryzja. Zresztą często od mojej młodzieży dostaję taką informację zwrotną, że podziwiają moją postawę i nabierają odwagi do tego, żeby zabierać głos w sprawach, które są dla nich ważne. Robię to też po to.

Czy to jest tak, że już będąc na studiach, miała Pani pomysł na siebie?
Na pewno jestem zupełnie inną nauczycielką i zupełnie innym człowiekiem, niż kiedy zaczynałam pracę. Jestem ukształtowana przez organizacje pozarządowe, z którymi współpracuję. Śmieję się, że jestem córką Centrum Edukacji Obywatelskiej. Nie zmieniło się to, że kocham tę pracę, kocham młodzież i czuję, że powinni być traktowani podmiotowo. Kiedyś jednak uczyłam inaczej. Byłam bardziej wymagająca merytorycznie, robiłam więcej sprawdzianów, kartkówek, odpytywałam przy tablicy – czego już nie robię od lat i bardzo jestem na siebie zła, że kiedykolwiek to robiłam…

Dlaczego?
Bo to jest bez sensu i powoduje ogromny stres. Eksponujemy jedną osobę w trudnym momencie życiowym, bo bycie nastolatkiem jest cholernie trudne, przed grupą rówieśników i rówieśniczek, którzy potrafią być okrutni. Nawet jak są fajni, to dla siebie potrafią być straszni. I nie ma innych podobnych życiowych sytuacji. Wmawianie ludziom, że muszą się nauczyć występować publicznie, w tym przypadku jest kłamstwem, bo w takich okolicznościach już nigdy więcej nie będą musieli tego robić.

Nawet jeśli kiedyś będą faktycznie występowali publicznie?
To będą to robili z własnej woli, albo na konferencjach, gdzie ludzie będą chcieli ich słuchać, a oni będą do tego przygotowani. W szkole często odpytywanie sprowadza się do tego, że „ja ci udowodnię, że nie wiesz”, co jest bardzo krzywdzące. Młodzi ludzie nie są przyzwyczajeni do takiego stresu. Nawet kiedy mają wiedzę, ale jednocześnie niską pewność siebie, potrafią opowiadać głupoty i bardzo się tego boją. Jedna z takich sytuacji mi to uświadomiła. Odpytywałam ucznia przed klasą i w momencie, w którym chciałam go uratować, zapytałam o datę bitwy pod Grunwaldem… a on podał błędną. To, jak cała klasa zaczęła się wtedy śmiać, było straszne. Zmroziło mnie i zrobiło tak przykro, że postanowiłam już nigdy nie odpytywać przy tablicy. Bardzo żałuję, że ta jedna osoba musiała tego doświadczyć i gdybym mogła, cofnęłabym czas. Teraz idę za nauką. Jeśli są potwierdzone odkrycia i pomagają w pracy, to uważam, że powinno się je stosować. To podobnie jak z testowaniem nowych metod uczenia. Teraz bardzo podobają mi się szkoły demokratyczne. Chciałabym wdrożyć częściowo ich rozwiązania.

Do swoich nauczycieli w liceum młodzież zwraca się per pani profesor, panie profesorze, a tu nagle pojawia się „babka od histy”. Tak przecież można mówić tylko między sobą. Nauczyciel nie powinien nawet o tym wiedzieć.
Ale nauczyciele wiedzą. Jeśli uczniowie mówią na mnie „babka od histy”, to jest to bardzo fajne. Wiemy też, że potrafią mówić na nauczycieli obraźliwie i czasami te sformułowania są bardzo krzywdzące. Ja w ogóle nie jestem zwolenniczką dużego dystansu. Nie uważam, że powinniśmy być kolegami i koleżankami z naszymi uczniami, ale bycie partnerami to nie jest to samo, co spoufalanie się. „Profesorowanie” ma pokazywać szacunek, ale ja myślę, że nie trzeba go budować przez dystans czy udawanie, że jest się wszechwiedzącym i nieomylnym. Możemy się mylić i każdy ma do tego prawo. Z mojego doświadczenia wynika, że szczerość, zaufanie i partnerstwo dobrze działają w relacjach szkolnych i wcale nie czuję, żebym przez to miała w szkole mniejszy szacunek.