Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Historia Poznania zapisana w targowych budynkach

Podziel się

Z okazji 100-lecia Międzynarodowych Targów Poznańskich Wydawnictwo Druga Strona Poznania przygotowało ilustrowaną historię MTP w sześciu albumach autorstwa Pawła Cieliczko. Właśnie ukazał się trzeci tom – „Historia Grupy MTP w 100 budynkach”. Tym razem autor zabiera czytelników w podróż po targowej architekturze i pokazuje, jak Targi wpłynęły na wygląd naszego miasta.

ROZMAWIA: Dominika Job
ZDJĘCIE: Sławomir Brandt

Pisanie historii firmy, nawet tak wyjątkowej jak Międzynarodowe Targi Poznańskie, nie jest zadaniem zbyt porywającym. Jak to się stało, że zdecydował się Pan podjąć takie wyzwanie?
Paweł Cieliczko: MTP to nie jest zwykła firma, to symbol Poznania. Nawet Zakłady Cegielskiego nie mogą się równać z MTP! Każde duże miasto miało przecież wielkie fabryki, żadne nie miało wielkich Targów. Jestem przekonany, że bez zrozumienia Targów nie da się zrozumieć fenomenu Poznania w dwudziestoleciu międzywojennym, w Polsce Ludowej, a także w czasach współczesnych. Historia MTP to bardzo ważny wątek dziejów naszego miasta.

Zebrał Pan stuletnią historię Grupy MTP i spisał ją w sześciu obszernych tomach. Stał się Pan naczelnym kronikarzem Międzynarodowych Targów Poznańskich?
Faktycznie, tak wyszło. Dawno nie pisano o Targach. W 1996 roku ukazał się poświęcony im numer „Kroniki Miasta Poznania” oraz jubileuszowa książka na 75-lecie MTP pod redakcją mojego mistrza, prof. Lecha Trzeciakowskiego. Porównanie z kronikarzem jest słuszne, bo Targi zawsze dla wszystkich były tak oczywiste, że nie dbano odpowiednio o zapisywanie ich historii. A teraz, z różnych ułomków, pojedynczych zdań, krótkich notek czy wspomnień, staram się zrekonstruować opowieść.

Skąd pomysł na formę edytorską albumów?
Szukałem formy, która zainteresuje szerokie grono czytelników. Zależało mi na tym, by dotrzeć nie tylko do miłośników Poznania, ale także do ludzi, którzy wiedzę czerpią z Facebooka czy Instagrama. Stąd właśnie fotonotatnik. Każda opowieść to historia jednego zdjęcia opowiedziana w kilkuzdaniowym komentarzu – takie wpisy mogłyby pojawiać się w Internecie. Cieszę się, że udało się je zebrać i nadać im formę książkową.

Co było największym wyzwaniem podczas opracowywania albumów?
Właśnie to, że tak barwną historię trzeba zmieścić w zaledwie sześciu tomach (śmiech)! Lubię snuć opowieści, pokazywać konteksty, wątki poboczne, a przyjęta forma zmuszała mnie do posługiwania się skrótem, pisania niewielkich form z puentą. To było dla mnie naprawdę bardzo trudne wyzwanie.

Jakie albumy zostały już wydane?
Pierwszy to „Historia Grupy MTP w 100 fotografiach”. Gdy go przygotowywałem wybuchła pandemia, imprezy targowe odwołano, w pawilonach powstało centrum szczepień oraz szpital covidowy. Obawiałem się, czy nasz projekt nie skończy się na pierwszym tomie. Na szczęście zarząd MTP się nie wycofał i dzięki temu powstał tom drugi pt. „Historia Grupy MTP w 100 plakatach”. Tym razem udało się zgromadzić plakaty targowe, które pokazują, jak zmieniały się style graficznych opowieści oraz wartości wiązane z Targami. Trzecia książka to właśnie „Historia MTP w 100 budynkach”, o której rozmawiamy.

Przeglądam ten album i widzę zdjęcia obiektów, na przykład latarni morskiej, których istnienia w Poznaniu nigdy bym się nie spodziewała.
Pierwsza część książki to opowieść o przedwojennych targach, a właściwie o Powszechnej Wystawie Krajowej w 1929 roku. Wówczas targi zajmowały największy obszar (ponad 60 hektarów) i powstało wtedy ponad 130 budynków ekspozycyjnych. Żeby uzmysłowić czytelnikom rozmach urbanistyczny PeWuKi, opowieść podzieliłem na rozdziały poświęcone poszczególnym terenom targowym. Dopiero zobaczenie budynków w kontekście uświadamia, jak ta Wystawa zmieniła Łazarz i że nie bez powodu nazywana była „Cudem nad Wartą”. Przywołana przez Panią latarnia morska to pawilon Towarzystwa Opieki nad Ociemniałym Ofiarami Wojny „Latarnia”, który stanął obok palmiarni.

Widzę liczne budynki, które mijam na co dzień, a nigdy nie kojarzyłam ich z Targami. Dlaczego znalazły się w targowym albumie?
Dlatego, że powstały w związku z targami i pełniły funkcje ekspozycyjne. Sztandarowym przykładem są budynki edukacyjne, które najpierw były pawilonami wystawienniczymi: Collegium Heliodori (d. Anatomicum) zadebiutowało jako Pałac Sztuki, Collegium Chemicum jako Pałac Rządowy, a Miejska Szkoła Handlowa przy ul. Śniadeckich jako Pałac Sportu.

A jaki związek z Targami miał Szpital Wojskowy?
To była jedna z najbardziej spektakularnych inwestycji PeWuKi. W ciągu 14 miesięcy zbudowano największy w Polsce, ekskluzywny Hotel „Polonia” z 362 pokojami. Funkcjonował tylko kilka miesięcy, bo po zakończeniu wystawy tak wielki hotel nie miał racji bytu, a bardzo potrzebne były mieszkania komunalne, które w nim powstały. Szpital to dopiero powojenna historia. Podobnie było z innymi budynkami, które zaczynały jako kwatery targowe, a potem pełniły inne funkcje, jak akademik „Hanka”, dom dla samotnych przy ul. Rybaki, mieszkania dla pracowników PKO w dawnym „Bałtyku” czy mieszkania w kamienicy nad restauracją „Magnolia”.

Czy z opisywaniem powojennych budynków było łatwiej?
Trudniej. PeWuKa trwała cztery miesiące i zachowało się mnóstwo materiałów i fotografii. Powojenne targi trwały z reguły dwa tygodnie, a większość budynków to były niewielkie pawiloniki czy kioski, które po imprezie znikały. Targi to nie były tylko wielkie hale, ale też rozległe tereny kiermaszowe i rekreacyjne, o czym też starałem się przypomnieć.

Najważniejsze były jednak wielkie hale.
Tak, bo to one determinowały przestrzeń targów i miasta. Iglica jest wciąż symbolem nowoczesnego Poznania, mimo że jej fundamenty i konstrukcja mają już 111 lat, a sama iglica 77 lat. Część pawilonów udało się zachować, część zniknęła, są też takie, które przechodziły niezwykłe metamorfozy, jak Pawilon Ministerstwa Komunikacji, który Chińczycy zamienili w cesarski pałac z zakazanego miasta.

Jakiego pawilonu najbardziej Panu żal?
Miłośnicy architektury żałują, że w XXI wieku rozebrano Halę 14, która była niezwykłą, w całości przeszkloną konstrukcją, a jej dach zawieszony był na linach. Z nostalgią wspominamy „wieżowiec” z jedenastoma kondygnacjami i restauracją pod charakterystycznym zadaszeniem na szczycie. Dla mnie najbardziej zaskakującym odkryciem był chyba pawilon górnictwa, w którym zrekonstruowano wnętrze kopalni z maszynami pracującymi na przodku, taśmą, wagonikami i ścianami wyrobiska z prawdziwego węgla. Najbardziej chyba jednak żałuję, że nie ma już parku targowego z wielkimi drzewami i strefą kiermaszową, gdzie można było kupić artykuły niedostępne nigdzie indziej.

Targi były odrębnym miastem czy raczej integralną częścią Poznania?
Zgadzam się z opinią Pana Tomasza Kobierskiego, prezesa Grupy MTP, który we wstępie do książki napisał, że Targi to zawsze było miasto w mieście, osobny mikroświat, na co dzień zamknięty i uśpiony, otwierający się i ożywający podczas imprez targowych, by pełnić rolę funkcjonalną i reprezentacyjną. W okresie międzywojennym Targi były miejscem, gdzie firmy pokazywały to, co miały najlepszego. Po wojnie stały się oknem, przez które mogliśmy zobaczyć zachodni świat. Ponad milionowa frekwencja na kolejnych imprezach targowych nie wynikała z zainteresowania mieszkańców Polski Ludowej ofertą handlową prezentowaną na MTP, ale z chęci zobaczenia, dotknięcia, posmakowania czy chociaż powąchania tego świata, który odcięła żelazna kurtyna. Targi były naszym Berlinem Zachodnim, tyle że od reszty miasta nie oddzielał ich mur, a zwyczajne ogrodzenie, którego nawet nie trzeba było forsować, wystarczyło kupić bilet w kasie, by przekroczyć bramy niedostępnego, zachodniego świata.

Jak z perspektywy stulecia jawi się architektura dzisiejszych Targów?
Od kilku lat tereny targowe to wielki plac budowy. Pandemia i zatrzymanie branży spowolniło zaplanowane działania, ale już zaczyna się wyłaniać nowa postać Targów. Trzykondygnacyjny, podziemny parking, którego budowa jest na finiszu, to inwestycja kluczowa, dzięki której z terenów targowych znikną samochody. Otwarcie targów od ul. Głogowskiej i ul. Śniadeckich, Stacja Kultury na centralnym placu, kaskady zieleni wzdłuż Poznań Congress Center, nowoczesne pawilony wystawiennicze, planowany biurowiec, przeznaczenie hal 1 i 2 na gastronomię, remont zabytkowych budynków, wreszcie budowa filharmonii. Jestem przekonany, że za kilka lat tereny targowe staną się najpiękniejsze w swojej historii, a przede wszystkim najlepiej służące poznaniakom i gościom.

Czego możemy spodziewać się w kolejnych albumach?
Czwarta część to historia targów opowiedziana przez eksponaty jakie na nich wystawiano. W piątej książce chciałbym pokazać, że Targi to nie tylko biznes i od samego początku w ich DNA wpisana była sztuka. Natomiast tom szósty, to będzie chyba najważniejsza opowieść, ludzi bo opowieść o ludziach, którzy tworzyli Targi i którzy je odwiedzali. Żeby nie było zbyt oficjalnie, postaram się pokazać ich przez anegdoty, które mówią o człowieku więcej niż opasłe biografie.

Ostatni tom będzie o ludziach, więc także zapytam o ludzi, którzy wspierają Pana w przygotowywaniu tej sześciotomowej epopei.
Ludzie są najważniejsi i bez ich pomocy nie byłoby tych książek. Mam wielkie szczęście pracować z gronem fantastycznych kobiet, dzięki którym powstają te tomy. Magda Dezor wymyśliła szatę graficzną i zajmuje się składem albumów, Karolina Niementowska ma inspirujące pomysły, Ania Smolińska to osoba znająca chyba wszystkie targowe tajemnice, a przede wszystkim ich dokumentację, Joanna Lubierska, Hania Kicman i Kasia Wigurska (moja żona) poprawiają teksty, Agnieszka Marciniak tłumaczy je na angielski (bo książka jest dwujęzyczna), a Martyna Szeląg dba, by wszelkie prawa autorskie były właściwie pozyskane i opisane w skorowidzach. No i na koniec nie mogę nie wspomnieć o jednym mężczyźnie, prezesie Tomaszu Kobierskim, bo gdyby nie uwierzył w nasz projekt, to te albumy by nie powstały.