Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Polka w Kolumbii [GALERIA ZDJĘĆ]

09.03.2022 10:09:35

Podziel się

Aleksandra Andrzejewska jest poznanianką, która nagrywa vlogi, pisze książki, eksportuje kolumbijskie kwiaty i kakao do Polski, a także oprowadza podróżników, pokazując im codzienne życie w Bogocie. Dzieli się swoim doświadczeniem, intryguje i inspiruje do odkrywania smaków kraju, w którym każdego dnia można zjeść inny owoc. Opowiada o bogactwach krainy, która nauczyła ją, że wszystko jest możliwe, wystarczy zaufać intuicji i za nią podążać. Poszukując chaosu, odnalazła swój raj na Ziemi. Jej przygoda na antypodach trwa już szesnaście lat.

ROZMAWIA: Dominika Job
ZDJĘCIA: materiały własne

Jak zaczyna się Twoja historia w krainie tysiąca kolorów i smaków?
Aleksandra Andrzejewska: Przenieśmy się do 6 sierpnia 2006 roku. Pamiętam dokładnie tę datę, ponieważ kiedy lądowałam w stolicy Kolumbii, właśnie odbywały się uroczystości z okazji „urodzin” Bogoty, a także zaprzysiężenia na drugą kadencję prezydenta kraju. W dodatku to była niedziela, więc na ulicach nie było nikogo, za to wszędzie stało wojsko, żeby chronić mieszkańców na wypadek ewentualnych niesnasek. Akurat jechałam z lotniska i mijając wojskowe konwoje, zastanawiałam się, czy nie powinnam wracać do domu (śmiech). Tak zaczęła się moja przygoda, która trwa już szesnaście lat.

W tamtym czasie Kolumbia raczej nie była dla innych pierwszym wyborem turystycznym, dlaczego więc tam pojechałaś?
W trakcie studiów na poznańskim Uniwersytecie im. A. Mickiewicza wyjechałam na wymianę do Niemiec. Spędziłam tam cztery lata, w trakcie których uświadomiłam sobie, że czegoś mi w Europie brakuje. Wszystko było zaplanowane, zorganizowane, miało swoje miejsce. A ja bardzo źle znoszę rutynę, powtarzalność i uporządkowanie. Brakowało mi temperamentu, spontaniczności. Postanowiłam więc poszukać chaosu i dynamiki. Chciałam zaznać czegoś innego. Kiedy więc pojawiła się okazja wyjazdu na wymianę studencką do Kolumbii, długo się nie zastanawiałam. Na miejscu poczułam wiatr w żaglach. Na ulicach Bogoty był gwar, pisk, trzask, owoce, warzywa, zapachy, kolory – wszystko! Uliczni sprzedawcy oferowali soki, herbatę, kawę, a nawet tzw. „minutos”, czyli możliwość skorzystania z ich telefonu, aby do kogoś zadzwonić – fenomen w tamtym czasie dość powszechny. Ten cały harmider był dla mnie czymś absolutnie egzotycznym i fantastycznym zarazem. Byłam w swoim żywiole!

Spodziewałaś się aż tak dużego kontrastu w stosunku do tego poukładanego życia, które za sobą zostawiłaś? Nie zaszalałaś za bardzo? (śmiech)
Myślałam, że zawsze mogę wrócić, jeśli mi się nie spodoba, tym bardziej, że miała to być przygoda tylko na jeden semestr. Nie zakładałam, że zamieszkam na antypodach i tam osiądę. Jednak w Kolumbii nauczyłam się, że w życiu nie ma przypadków. Wszystko dzieje się dokładnie tak, jak powinno. Wystarczy podążać za intuicją i ona zawsze dobrze prowadzi. Tak też się stało. Zapisałam się tam na kolejny semestr studiów, podczas których coraz bardziej poznawałam kraj i zakochiwałam się w nim.

Po studiach postanowiłaś zostać i szukać tam pracy?
Praca sama mnie znalazła. Po roku na wymianie chciałam pracować w strukturach europejskich w Kolumbii. Tak też się stało, dostałam się na staż. Po jego ukończeniu wróciłam do Europy. Akurat była zima, w domu w Poznaniu czekało na mnie mango i papaja, ale były tak niedojrzałe, że nie mogłam ich zjeść (śmiech). Odzwyczaiłam się też od tej pogody… Wtedy los ponownie sprawił, że wszystko samo się ułożyło, zanim zdążyłam sobie to wyobrazić. Zadzwoniła do mnie szefowa kolumbijsko-niemieckiej Izby Handlowej, którą poznałam jeszcze przed powrotem do domu. Zaproponowała mi posadę i tak trzy miesiące później, znów siedziałam w samolocie do Kolumbii.

Po jakimś czasie zmieniłaś pracę na taką, która jeszcze bardziej przybliża Cię do społeczności, w której żyłaś.
Bardzo chciałam zająć się eksportem. Kolumbia jest znana z kawy czy kakao, ale szukałam też czegoś nieoczywistego. Wtedy pojawiła się kolejna możliwość w moim życiu, ponieważ poznałam kolumbijskiego producenta kwiatów, który zaproponował mi pracę. Ten kraj jest drugim największym eksporterem kwiatów na świecie, a ze względu na sprzyjający klimat, przez cały rok można cieszyć się bogactwem urodzaju. Tutejsze słońce sprawia, że goździki i róże cudownie kwitną, mają niezwykłe ubarwienie i są po prostu przepiękne. Uwielbiam tę pracę!

Ale to nie jest Twoje jedyne zajęcie.
Jestem mamą – to mój kolejny etat (śmiech). W wolnym czasie nagrywam video blogi o Kolumbii i piszę książki. Wydałam dwie pozycje: „Frutologia – najciekawsze owoce Kolumbii” oraz „Kolumbia. Polka w krainie tysiąca kolorów, szmaragdów i najlepszej kawy”. Uwielbiam dzielić się z szerszym gronem odbiorców skarbami, które tu odkrywam. Jestem również terapeutką – staram się pomagać ludziom, którzy są na zakręcie drogi i nie wiedzą, w którą stronę pójść. Uczę ich, żeby zaufać intuicji, bo sama jestem przykładem, że to się sprawdza w życiu. Zajmuję się też turystyką. Lubię to, ponieważ dużo wiem o Kolumbii i mogę oprowadzać po Bogocie, opowiadać ciekawostki życia codziennego, mówić o podobieństwach i różnicach.

A jakie są największe podobieństwa kraju znad Wisły i krainy znad Amazonki?
Mamy podobną mentalność i kulturę. Myślę, że duże znaczenie ma podłoże chrześcijańskie i katolickie wartości, które wyznajemy. Tutaj ludzie są bardzo rodzinni, często się spotykają i w zasadzie cały czas razem przesiadują. Są przy tym niezwykle gościnni i też lubią – jak nasze babcie – podejmować każdego obiadkiem i serniczkiem. Podobną mamy również spontaniczność i kreatywność. Polak potrafi, ale Kolumbijczyk też ma polot (śmiech). Tutaj niestety jeszcze nadal wielu rzeczy brakuje, np. wsparcia socjalnego, dlatego ludzie muszą być zaradni. Mogą liczyć tylko na siebie i najbliższych, dlatego też wszyscy są ze sobą związani i pielęgnują te kontakty.

Za co najbardziej kochasz Kolumbię?
Są trzy bogactwa, które cenię najbardziej. Po pierwsze: ludzie. Kolumbijczycy mają dużą charyzmę. Jak z nimi rozmawiasz, czujesz, jakbyście znali się od lat. Zawsze są otwarci na inne kultury, wypytują, interesują się. Mają taką naturę, że nawet jak się „wali i pali”, oni pozostają pozytywni. Nie lubią narzekać. Nasze polskie „jakoś leci” nie ma tutaj racji bytu. Tu zawsze jest dobrze. Naród jest optymistyczny, ludzie sobie radzą, są uśmiechnięci. Każdy zawsze myśli o drugiej osobie. Moim zadaniem obsługa klienta jest tu na najwyższym poziomie! Nie mówię tutaj o wydajności (śmiech), ale o trosce o klienta. Sama konstrukcja ich języka wymusza zadanie uprzejmego zapytania, a nie wydanie polecenia. Mnie nie razi, kiedy synek, Milan, mówi np. „daj mi autko”, ale mój mąż Miguel od razu Go poprawia i każe dodać „por favor” (poproszę). Musiałam się tego nauczyć, bo inaczej nieraz wyszłabym na niewychowaną osobę. Kolumbijczyk lubi okazać uprzejmość, czuć się potrzebny, uwielbia, kiedy może ci pomóc. A dawanie rad, to kolumbijski sport narodowy (śmiech).

Co jeszcze fascynuje Cię w tym kraju?
Bogactwo kolorów, smaków i zapachów, głównie jeśli chodzi o owoce i warzywa. Ciekawostką jest, że jest tu tyle odmian, że codziennie przez rok można jeść inny owoc! Klimat się nie zmienia, nie ma pór roku, jest ciepło, zawsze zielono, więc rośliny szaleją (śmiech). Wszystko jest przerośnięte. Na moich nagraniach możesz zobaczyć np. pietruszkę, która ma pół metra długości – nie przesadzam! Awokado nie mieści się w dłoni. Wszystko jest duże, soczyste. Mango, banany czy marchewki są słodsze niż te, które znamy w Polsce. Tu tradycyjnie nie ma kiszonek ani wędzonek, a sery dojrzewające to raczej importowany rarytas dla znawców. Nikt raczej nie zjadłby tutaj chętnie ogórka kiszonego, bo jeśli coś jest sfermentowane, to znaczy, że zepsute (śmiech).
Bogactwo z ogródka dostępne jest przez cały rok, dlatego kolumbijskie jedzenie opiera się na świeżych produktach.

Aż poczułam tę soczystość owoców… To obecność słońca przez dwanaście godzin każdego dnia w roku wpływa na urodzaj. A jak oddziałuje na ludzi?
To jest właśnie trzecie bogactwo, za które uwielbiam ten kraj: klimat. Temperatura zmienia się tu wraz z wysokością, a nie w czasie. W Bogocie panuje górska pogoda – w słońcu jest ciepło, ale w cieniu chłodno. Kiedy więc chcę się wygrzać, wsiadamy z rodziną do samochodu i jedziemy na działkę, godzinę za miasto, gdzie panuje wieczne lato. Zjeżdżając z gór, docieram do tropików, gdzie rośnie kawa czy banany. Poza tym, po krótkim locie możesz znaleźć się na Karaibach, nad Pacyfikiem, w Amazonii, na pustyni, ośnieżonych szczytach Andów czy w okolicy wulkanu. Możesz tu wybrać sobie klimat i dopasować miejsce do tego, czego potrzebujesz.

Czujesz, że Kolumbia to Twoje miejsce na Ziemi?
Punktem zwrotnym było założenie rodziny, zapuszczenie tu korzeni. To mnie jeszcze bardziej związało z tym miejscem. Rok temu spełniło się też jedno z moich większych marzeń o własnym, kolumbijskim skrawku ziemi. Kupiłam wspomnianą działkę – obszar 3 hektarów w górach, w wiosce La Vega. Znajduje się tylko 50 km od Bogoty, ale za to jest 1000 metrów różnicy w wysokości położenia. Mam tam słońce, palmy, wodospad, strumyki, rośnie bambus, mandarynki, pomarańcze, awokado, mango, kakao, wszystko – istny raj! Mój własny!

Ludzie zwracają na Ciebie uwagę na ulicy? Wyróżniasz się tu zapewne blond włosami i jasną skórą…
Jestem też sporo wyższa od przeciętnego Kolombijczyka, więc nie da się mnie nie zauważyć (śmiech). Ale po tak długim czasie, nie zwracam już na to uwagi. Tak naprawdę myślę, że zatraciłam już status obcokrajowca.

Czujesz się Polką czy Kolumbijką?
Polką – czuję swoje korzenie. Kocham Kolumbię, ale uwielbiam Polskę, zwłaszcza Poznań. Miasto jest takie ładne, zielone, czyste, zadbane. Wszędzie jest blisko, nie ma korków, nikt na mnie nie trąbi, nie zajeżdża mi drogi. Jest spokojnie i miło. Staram się przyjeżdżać tu często, zwłaszcza odkąd zostałam mamą. Chcę, żeby moje dziecko chłonęło język i kulturę Polski. Niedawno, jadąc windą, powiedziałam do syna: „naduś przycisk” i z rozbawieniem uświadomiłam sobie, że tak naprawdę bardzo często mówię po poznańsku. Brakuje mi tego na co dzień.

www.polkawkolumbii.com
https://www.facebook.com/polacaencolombia
@polacaencolombia