Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Pyrkon – Fantastyczne Miejsce Spotkań

02.04.2020 12:00:00

Podziel się

Nowa data, ten sam festiwal! 10–12 lipca 2020 na Międzynarodowych Targach Poznańskich odbędzie się najbardziej kolorowa impreza w mieście. Pyrkon tworzy to Fantastyczne Miejsce Spotkań już 20 lat. Ze względu na bezpieczeństwo uczestników i gości, termin wydarzenia został zmieniony, co czyni tę edycję jeszcze bardziej wyjątkową. Za organizacją festiwalu, który w ubiegłym roku odwiedziło 120 tysięcy ludzi, odpowiadają Oni – Jakub Orłowski i Piotr Derkacz, którzy pokazują, że wydarzenia kulturalne nie muszą być deficytowe i uzależnione od publicznej kroplówki.

ROZMAWIA: Dominika Job
ZDJĘCIA: Sławomir Brandt

Od 20 lat organizujesz Pyrkon. Jak zaczęła się ta przygoda?

Piotr Derkacz, Prezes Stowarzyszenia Klub Fantastyki „Druga Era”: Grupa znajomych pasjonatów postanowiła sformalizować swoje hobby. Byliśmy wtedy studentami Akademii Ekonomicznej, przy której założyliśmy Klub Fantastyki „Druga Era”. Pod koniec lat 90. panowała niepisana zasada, że takie stowarzyszenie powinno zrobić dwie rzeczy, by być traktowanym poważnie. Po pierwsze należało wydawać fanzin, czyli amatorskie czasopismo złożone z kserowanych kartek spiętych zszywkami. Powstał więc magazyn „Inne planety”, który był wydawany cyklicznie przez wiele lat. Po drugie, należało zrobić swój konwent, czyli zjazd miłośników fantastyki, organizowany całkowicie wolontariacko w myśl idei „fani dla fanów”. W roku 1999 zorganizowaliśmy zatem „Dzień z Fantastyką” w nieistniejącym już Domu Kultury „Słońce”. Spodziewaliśmy się 50–60 osób, a przyszło ponad 400.

Rozpoczęliście ogromną liczbą zainteresowanych! W jaki sposób informacja o spotkaniu docierała do nich?

PD: Jedynym sposobem promocji były krótkie notatki w ogólnopolskim magazynie „Nowa Fantastyka” oraz plakaty rozklejane po szkołach w Poznaniu. W początkowym okresie Internet pełnił rolę marginalną. Mało kto posiadał do niego dostęp. Ważnym narzędziem od zawsze była poczta pantoflowa, którą obecnie zastąpiły media społecznościowe.

Co Wami wówczas kierowało?

PD: Chęć poszerzania grona osób zainteresowanych fantastyką, zrzeszanie ich, pokazanie, że jest takie miejsce w Poznaniu, do którego można przyjść i znaleźć zrozumienie, towarzystwo, jest z kim porozmawiać, dowiedzieć się czegoś nowego od innych fanów. Wtedy to było na wagę złota. Aspekt społeczny był dla nas, jak i całego środowiska, od początku bardzo ważny. Okazało się, że był głód tego typu spotkań w Poznaniu. Chcąc pomieścić wszystkich chętnych, zapadła decyzja o przeniesieniu spotkania do szkoły. W tamtym okresie było to typowe miejsce organizacji podobnych imprez w całej Polsce. Tak się złożyło, że jeden z naszych ówczesnych członków klubu, Maciej Witkowiak, który dzisiaj prowadzi obsługującą nas kancelarię prawną, był wzorowym uczniem szkoły przy ul. Łozowej na Dębcu w Poznaniu. Dyrekcja, na Jego prośbę, zgodziła się wynająć nam szkołę na potrzeby zorganizowania imprezy. Postanowiliśmy również poszukać innej nazwy, która odpowiadała ówczesnym trendom. Wiedzieliśmy, że musi zostać końcówka „kon” od konwentu. Początek nazwy zwykle sugerował miasto, w którym się odbywała. Tak powstał PyrKon od pyr, z którymi Poznań jest kojarzony. Jesteśmy dumni z tego, że impreza narodziła się w Poznaniu i tu się odbywa.

A czujecie, że Poznań jest dumny, że ma Pyrkon?

Jakub Orłowski, Brand Manager Pyrkonu: Wiem, że poznaniacy są dumni z tego powodu. Przyjezdni są zaskoczeni, że taka głośna impreza, kojarzona z szaleństwem i radością, odbywa się w Poznaniu, który w oczach innych miast ma etykietkę zachowawczego, biznesowego, nawet trochę sztywnego. Czytamy w materiałach prasowych, że dzięki nam w mieście robi się barwnie i wesoło. Bardzo nas cieszą takie komentarze.

Tworzy się kolorowa bańka nowej społeczności. Uczestnicy Pyrkonu to głównie pasjonaci, którzy żyją w fantastycznym świecie na co dzień, czy raczej osoby, dla których to święto i odskocznia, na którą czekają cały rok?

JO: Mamy uczestników, dla których fantastyka jest głównym hobby w życiu. Być może nie wykonują pracy z tym związanej, ale na co dzień lubią sobie pograć w planszówki, na konsoli, obejrzeć w kinie film fantastyczny. Oni rzeczywiście żyją Pyrkonem, czekają na niego, to taka ich Gwiazdka. Spotkają się z ludźmi z całej Polski, z którymi widują się tylko raz w roku.

Mamy także sporą grupę osób, które być może nie żyją fantastyką na co dzień, ale obejrzeli np. „Grę o Tron”, przeczytali książkę i chcą przyjść z ciekawości. To są bardzo wdzięczni uczestnicy, ponieważ chłoną jak gąbka to, co się dzieje wokół. W fantastyce zawsze ważne było to, żeby w swoim małym świecie jednak sięgać i próbować skosztować innych uniwersów. Na tym to polega, to jest właśnie magia posiadania bujnej wyobraźni. Pokazujemy, że kultura popularna może docierać do osób w każdym wieku, o odmiennych zainteresowaniach, różnym wykształceniu, zawodach. Mamy pewne poczucie wpływu na to, że fantastyka w Polsce przestała być traktowana wstydliwie. Jest powodem do swego rodzaju dumy, do rozpoczęcia small talk’u. Pyrkon jest fantastycznym miejscem spotkań. To jest główna siła naszej imprezy. Chodzi właśnie o to, żeby się spotkać. To nie zmieniło się od 20 lat. Zmieniła się tylko liczba osób, która przychodzi na spotkanie (śmiech). Na Pyrkonie jest miejsce dla moli książkowych, planszówkowych geeków czy fanów fantastyki dalekowschodniej. Jest miejsce dla pasjonatów modelarstwa i gier bitewnych. Film, książka, teatry, koncerty. To jest Festiwal przez duże F. Na dzień dzisiejszy dotykamy chyba każdego spektrum, które jest możliwe.

Tworzycie imprezę wielkości miasta, a ja cały czas odnoszę wrażenie, że tak spokojnie podchodzicie do skali swojego sukcesu. Jakby to było tylko proste, gładkie i przyjemne, a przecież stoi za tym ogrom pracy.

JO: Nie jest to proste, nie jest gładkie, ale na pewno jest przyjemne. Nasza pasja stała się pracą, a teraz praca jest pasją.

PD: Nic nam nie spadło z nieba. To zasługa ciężkiej pracy setek osób, kilku pokoleń organizatorów, którzy przez 20 lat przygotowywali Pyrkon. Od zawsze byliśmy organizacją uczącą się na błędach, dla której kluczową sprawą była ciągłość organizacyjna, pomimo bardzo dużej liczby organizatorów przewijających się przez nasze struktury. Nikt nigdy nie powiedział nam, jak zrobić dobrą imprezę. Musieliśmy się kilka razy samodzielnie przewrócić i podnieść, by w kolejnym roku zrobić to lepiej. Zawsze wsłuchiwaliśmy się w opinie uczestników, w końcu ta impreza jest dla nich.

Często się potykaliście? Były momenty zwątpienia?

JO: Nie mieliśmy naprawdę wielkich kryzysów. Kilka wpadek można opowiedzieć na zasadzie anegdotek. Na przykład zabawna historia z 2014 roku, kiedy kolega źle odczytał ustalenia z obsługą MTP i zrozumiał, że papier toaletowy na imprezę mamy zapewnić we własnym zakresie… Zamówił więc paletę papieru, który magazynowaliśmy u siebie później jeszcze przez 4 lata (śmiech). Kiedyś byliśmy też zwani Kolejkonem, dlatego że posiadaliśmy własny system akredytacji, który się nie sprawdził. Tamtego roku, żeby kupić bilet, trzeba było odstać w kolejce ok. 4 godzin. Na dodatek w marcu, przy kapryśnej pogodzie.

Myślę, że prawdziwi fani wybaczyli Wam tę jedną wpadkę.

JO: Tak, przeprosiliśmy za swój błąd i w kolejnych latach zatrudniliśmy bileterię, co rozwiązało problem. Teraz w kolejce czeka się 15 minut. To są potknięcia, z których wyciągaliśmy lekcje. Byliśmy wtedy studentami, nikt z nas nie miał jeszcze fachu w ręce, uczyliśmy się dopiero.

Mimo to od samego początku było bardzo dobrze i jest tylko coraz lepiej.

JO: Faktycznie nowych uczestników ciągle przybywa. W zeszłym roku sprzedaliśmy 52 tys. unikalnych biletów, a odwiedziło nas 120 tys. ludzi – mówiąc językiem targowym. Tworzy się z tego niemałe miasteczko. Pyrkon odbywa się co roku i ciągle rośnie liczba uczestników, a wszystko przy minimalnym udziale środków publicznych. Pokazujemy, że wydarzenia kulturalne nie muszą być deficytowe i uzależnione od publicznej kroplówki. Nasz Festiwal odpowiada na potrzeby rynku. To kolejny powód do dumy.

Od domu kultury, przez szkołę podstawową, trafiliście na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Jak do tego doszło?

JO: Pyrkon 2008 zakończył się wynikiem frekwencyjnym na poziomie 2137 osób. Potem nastąpił boom. W 2010 osób było nas już 3500. To było za dużo, żeby pomieścić się w trzech szkołach, które wynajmowaliśmy na festiwal. Zaczęliśmy się rozglądać za nową lokalizacją. Biorąc pod uwagę lokalizację w centrum miasta, blisko dworca, autostrady, z dostępem do hoteli, usług i gastronomii, wybraliśmy MTP. W tamtych czasach organizowanie imprez rozrywkowych na targach nie było popularne, ale udało nam się przekonać do tego zarząd. Pierwszy Pyrkon na Targach odbył się w 2011 roku i zajmował Pawilon 14 oraz cztery korytarze w tzw. Czteropaku. Opinie wtedy były skrajnie różne. Młodsi uczestnicy docenili, że w końcu mamy w Polsce imprezę na europejskim poziomie, z kolei starsi mówili, że straciliśmy wyjątkowy klimat. Ostatecznie decyzja okazała się dobra, bo do 2016 roku, każda kolejna edycja Pyrkonu się przynosiła podwojony wynik frekwencyjny. Zaczęliśmy wynajmować kolejne hale, aż do dnia dzisiejszego, gdzie zajmujemy w zasadzie większość dostępnych pawilonów oraz przestrzeń na zewnątrz, tj. łącznie 75 tys. metrów kwadratowych. Być może nasz sukces opiera się właśnie na tym, że jako pierwsi przenieśliśmy się ze szkoły do obiektu klasy premium.

Dzisiaj przyjeżdżają do nas goście ze Stanów, z bagażem doświadczeń z kraju, który de facto steruje popkulturą. Są obeznani z tego typu imprezami, widzieli już najróżniejsze obiekty, a jednak są pod wielkim wrażeniem naszego rozmachu.

Macie kontakt z uczestnikami?

JO: Mamy z nimi stały kontakt przez social media. Jest prężnie działający profil na Facebooku oraz grupa Pyrkonowicze, która zrzesza ok. 20 tys. osób, najbardziej wytrwałych fanów. Ludzie się tam wzajemnie animują, pytają o porady, umawiają na wspólny przejazd na Pyrkon, poszukują razem miejsca noclegowego, wspólnie chodzą w cosplayu, organizują własne wydarzenia, tzw. meetupy, np. dla wszystkich przebranych za Spidermana.

Staramy się dostarczać im rozrywki pomiędzy jednym Pyrkonem a drugim, kiedy jeszcze nie ma informacji na temat kolejnej edycji. Udostępniamy podsumowania nowinek z fantastyki, co ciekawego się wydarzyło, robimy live’y. Nasi copywriterzy tworzą artykuły blogowe, w których podejmują osobliwe tematy, jak np. księżniczki Disneya jako betoniarki. Są w tym świetni. Zabawa konwencją trwa cały rok. Chcielibyśmy, żeby nasz Pyrkon nie był traktowany tylko jako event, który odbywa się raz do roku, ale żeby bycie Pyrkonowiczem było częścią stylu życia tych osób. Żeby to był temat do całorocznych rozmów. Żeby ta społeczność żyła też sama ze sobą.

Z punktu widzenia biznesowego, Pyrkon jest atrakcyjną imprezą do zaprezentowania się różnych marek, nie tylko związanych z fantastyką.

JO: Wbrew obiegowej opinii osób, które być może w ogóle nie interesują się tematem, dominującą grupą na Pyrkonie nie są dzieci. Przeważająca większość odwiedzających to osoby w wieku studenckim i tzw. młodzi dorośli do 35 roku życia – którzy jak coś już wybiorą, to trzymają się tego latami. Nasi odbiorcy, oprócz tego że interesują się fantastyką, mają też inne zainteresowania i potrzeby. Dominująca grupa naszych uczestników, czyli młodzi dorośli, są dosyć lojalni i stabilni w dobieraniu dla siebie dobrych rzeczy. Pyrkon jest atrakcyjną platformą komunikacji dla firm, które z nami współpracują. Odpowiednio dobrany i zaprezentowany na Pyrkonie produkt lub usługa spotka się z pozytywnym odbiorem naszych uczestników. Z czasem stanie się ich wyborem numer 1 w codziennym życiu.

Z okazji dwudziestolecia przygotowaliście też specjalną wystawę?

PD: Chcemy pokazać zdjęcia z pierwszych edycji. Jakie osoby można na nich zobaczyć! Np. Andrzeja Sapkowskiego, który był popularny jedynie w naszych kręgach. Znaleźliśmy zdjęcie Szczepana Twardocha, który wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Sami siebie ledwo rozpoznaliśmy na tych zdjęciach. Bardzo miło się ogląda, jak na przestrzeni lat impreza zmieniała się na lepsze, jak się rozwijaliśmy. Pamiętam jak jeden z organizatorów w 2009 roku powiedział, że założył nam Facebooka, do którego możemy dołączyć, jeśli chcemy. Że jest tam już 20 osób. Dzisiaj jest nas 80 tys. Świetnie czyta się te pierwsze posty. To pokazuje, jaką drogę przeszliśmy, mimo że wtedy wszystko co robiliśmy, było na ówczesnym wysokim poziomie.

Jakie macie emocje związane z tym, że Pyrkon trwa od 20 lat?

PD: Czujemy radość i dumę. I mamy nadzieję na kolejne lata. Cieszy nas to, że przez 20 lat udało nam się utrzymać na rynku biznesowo. Pyrkon nie upadł przez to, że np. przestało się komuś chcieć angażować w ten projekt. Organizatorzy, który postanowili skupić się zawodowo na czymś innym, wracają do nas teraz jako uczestnicy. Często nadal wspierają imprezę w miarę możliwości. Przychodzą tu, bo tu są ich znajomi, mają swoją bańkę, swój świat, z którego nie chcą całkiem rezygnować. W Pyrkon zaangażowanych jest mnóstwo wolontariuszy, bez których impreza nie mogła by się odbyć. To jest właśnie siłą Pyrkonu – zdolność gromadzenia fantastycznej społeczności.

Odpowiadamy na to, co dzieje się z uczestnikami naszej imprezy. Razem dorastamy. Kiedyś nie było potrzeby posiadania bloku dziecięcego, bo wszyscy byliśmy licealistami albo studentami. Później dorośliśmy, założyliśmy rodziny, urodziły się nam dzieci. Chęć wyjazdu na Pyrkon nadal jest, ale pojawiał się problem np. co zrobić w tym czasie z dzieckiem. Dlatego stworzyliśmy blok dziecięcy, który działa jak przedszkole. Dziecko zostaje pod opieką, a rodzice idą się bawić.

Mamy też kilka love stories. Znamy przypadki, że ludzie poznali się w kolejce, a dzisiaj są małżeństwem. W zeszłym roku mieliśmy podwójne oświadczyny. Pojawiło się nawet zapytanie o możliwość zorganizowania ślubu na Pyrkonie, niestety z przyczyn logistycznych musieliśmy odmówić. Jednak to pokazuje, jak ważną częścią życia tych osób jest Pyrkon. Ludzie nie podchodzą do nas czysto konsumencko. Doceniają to co im proponujemy, dają też wkład od siebie, chętnie sobie pomagają, a nawet wzajemnie pilnują.

Mamy 19 hal i 900 punktów programu. Podoba nam się też to, że każdy z dziesiątek tysięcy uczestników może przeżyć Pyrkon po swojemu. Każdy będzie miał inną historię, które mogą się nawet nie zetknąć.

Jak widzicie Pyrkon za kolejne 20 lat? Czego byście sobie życzyli?

JO: Żeby Pyrkon nie stracił tej magii społeczności. Żeby przyjeżdżały kolejne pokolenia, dzieci uczestników, ich wnuki. Oczywiście chcielibyśmy, żeby Pyrkon był jeszcze większym wydarzeniem oraz zyskał uznanie międzynarodowe. Żeby był punktem na mapie zauważanym przez obcokrajowców, a każdy kto tu przejeżdża, czuł się dobrze w naszej swobodnej atmosferze. Pamiętam, jak przypadkiem trafiłem na swój pierwszy Pyrkon w 2006 roku. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że będę kiedyś organizatorem tego przedsięwzięcia. Mija właśnie 10 lat mojej obecności w Stowarzyszeniu Druga Era i rozmawiam z Tobą o planach na kolejne 20 lat Pyrkonu. Niesamowite uczucie.

Wszystkie zakupione bilety pozostają ważne.
Istnieje możliwość zwrotu biletu ze względu na nowy termin Festiwalu.
Więcej informacji na www.pyrkon.pl.