Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Siła spokoju

Podziel się

Piłam w domu kawę i myślałam o mojej urodzinowej niespodziance dla narzeczonego. Wiedział tylko, że jedziemy do Kołobrzegu. Wiedział też, że będziemy w miejscu, w którym wypocznie, nabierze sił i zregeneruje się po ciężkim roku. Nie wiedział jednak (i ja też nie wiedziałam), że trafimy do hotelowego raju i że ta podróż kompletnie zmieni nasze życie i spojrzenie na słowa: wypoczynek i spokój. Ten raj nazywa się Shuum Boutique Wellness Hotel i jest to bez wątpienia najlepszy hotel, w jakim byłam w życiu. A dowiozło nas tam, przy moim skromnym udziale, moje wymarzone Volvo XC60. Pisze Joanna Małecka.

TEKST: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Shuum Boutique Wellness Hotel, Joanna Małecka

O godzinie 10:00 odbierałam Volvo XC60 z poznańskiej Malty. W salonie Volvo Firma Karlik, jak zwykle zresztą, powitali mnie przemili ludzie, którzy z ogromnym zaangażowaniem opowiedzieli o samochodzie, który za chwilę miał zabrać mnie w podróż do Kołobrzegu. Wyszłam z ciepłego salonu, a podmuch lodowatego wiatru zmroził mnie całkowicie. Wbiegłam więc do Volvo i natychmiast włączyłam ogrzewanie fotela i kierownicy. Zrobiło się ciepło i utulona wystartowałam w kierunku domu. Już wtedy wiedziałam, że to będzie wyjątkowy weekend, którego nigdy nie zapomnę. Podjechałam pod dom, a z tylnych siedzeń wyleciały dwa balony. Kiedy Marcin wyszedł z domu, oczy Mu się natychmiast roześmiały. – Wiedziałem, że coś kombinujesz, ale że aż tak, to nie wiedziałem. Zapakowaliśmy wszystkie bagaże i ruszyliśmy w urodzinową podróż. Radio informowało nas o silnych wiatrach, które nawiedzą Polskę już tej nocy. Jadąc Volvo XC60 byłam jednak spokojna, bo wiedziałam, że w tym samochodzie jestem całkowicie bezpieczna. Pomimo hałasu na zewnątrz, w środku panowała cisza, a podróż umilała nam łagodna muzyka. – Wiem, dokąd jedziesz – powiedział Marcin, kiedy wjeżdżaliśmy do Kołobrzegu. – Zawsze chciałaś tu przyjechać. Uśmiechnęłam się.

To jest miejsce dla tych…
Przed Shuum Boutique Wellness Hotel na ul. T. Kościuszki 17 w Kołobrzegu ozdobne trawy kołysały się na wietrze. Wzięłam głęboki oddech. Popatrzyłam na drewnianą fasadę, kobiety ćwiczące w sali fitness na pierwszym piętrze, przemiłego pana parkingowego i wiedziałam, że w tym momencie zaczyna się nasza przygoda. Wyjęliśmy walizki z bagażnika i ruszyliśmy w kierunku recepcji. – Pani Joanno, witamy w naszym hotelu. Mam nadzieję, że Państwo wypoczną i będą się Państwo u nas dobrze czuli – powiedziała Pani z recepcji. – Oj tak, z pewnością – odpowiedziałam i wzięłam do ręki dwie drewniane karty do pokoju. Marcin nie wiedział, że oprócz noclegu, czekają na Niego też inne atrakcje.

Jechaliśmy windą na czwarte piętro. Pokój 414 – ten numer zapamiętama długo. Piękny, wygodny pokój, urządzony w stylu loftowym, od razu skradł moje serce. To właśnie mój styl. Ogromne, wygodne łóżko z wysokim materacem, a na nim śnieżnobiałe, pachnące i miękkie pościele. Obok łóżka wygodny narożnik i stolik. Na ścianie, zamiast telewizora, gustowne, nadmorskie pejzaże. – Gdzie jest telewizor? – zapytał Marcin. – Patrz – odpowiedziałam rozsuwając ramę z obrazami. – Jest. Spojrzałam przez okno. Z drewnianego tarasu widziałam wzburzone morze. Nic dziwnego, hotel znajduje się 70 metrów od plaży. Widziałam ludzi powoli snujących się nadmorską promenadą. Na godzinę 18.00 zaplanowałam urodzinową obiadokolację, serwowaną w godzinach 17:30 – 20:00. Elegancko ubrani, ruszyliśmy na parter. Na wejściu powitały nas przesympatyczne panie i pokierowały na salę. Doskonale pamiętały o niespodziance, wysyłając do mnie wcześniej ustalone znaki. Usiedliśmy przy stoliku. Rozejrzałam się. We wnętrzu panował klasyczny minimalizm: dużo drewna, natury, ekologicznych materiałów i wykończeń – wszystko zrobione ze smakiem i wyczuciem. W każdy element wystroju widziałam włożone wielkie serce i ogromną pasję. Pani Ewa poleciła nam do kolacji wyborne słodkie, różowe wino. Ależ to był smak! No i zaczęła się prawdziwa uczta. Na przystawkę otrzymaliśmy smalec wegański, potem zjadłam zupę z soczewicy z mleczkiem kokosowym, a na drugie danie wybrałam wegańskie gołąbki z czarną soczewicą w pomidorach, podczas gdy Marcin postawił na biodrówkę jagnięcą i pieczone ziemniaki. Dania były genialne, przygotowane z ekologicznych produktów z regionalnych gospodarstw i rodzimych upraw. W szklankach nie było plastikowych rurek, a woda serwowana była w przepięknych szklanych butelkach wielokrotnego użytku. Na mój znak sygnał Pani Ewa zaserwowała tort upieczony w hotelowej cukierni, w którym królowały truskawki, biszkopt i bita śmietana. Był mistrzowsko udekorowany, a smakował tak obłędnie, że Marcin od razu zjadł dwa wielkie kawałki i miał ochotę na więcej. Byliśmy najedzeni, a w menu był jeszcze deser, za który podziękowaliśmy i zimne przekąski serwowane w słoikach – od tatara z łososia, przez pieczoną cukinię, liczne sałatki, wędliny, przeciery i wszystko to, o czym tylko można pomyśleć. Nic dziwnego, że tutejsza restauracja a’la carte została uhonorowana 2 czapkami przewodnika kulinarnego Gault&Millau 2020.

…którzy chcą naprawdę odpocząć…
Pełni wrażeń wróciliśmy do pokoju. Po chwili odpoczynku wstałam i zajrzałam do szafy. Znajdowały się tam dwie duże, czarne torby, a w środku każdej buty do strefy SPA oraz szlafrok. Od razu postanowiliśmy w nie wskoczyć i udać się do strefy relaksu.  – Witam i zapraszam Państwa do naszego SPA – powiedziała Pani z recepcji i poleciła nam wziąć ręcznik, kierując prosto do szatni. Szatnia była ogromna. Pośrodku stała wygodna sofa, na ścianach wisiały suszarki do włosów, były tam nawet klamerki i ołówki do oznaczenia swojego szlafroka lub torby basenowej, aby, wychodząc z sauny, z łatwością sięgnąć po swój szlafrok. Szafki zamykane na szyfr i strefa pryszniców z obłędnie pachnącym żelem do kąpieli. Basen był duży, największy, na jakim dotąd byłam w hotelu. Z jednej strony stały wygodne leżaki z poduchami, po drugiej stronie z sufitu zwisały moje ulubione, drewniane siedziska. W tle grała spokojna muzyka. Ratownik ukłonił się nam i usiadł na swoim miejscu. Z basenu widziałam wysokie drzewa, które kołysały się na wietrze. Woda była czysta i bezwonna. Po przepłynięciu 20 basenów, wyszłam i otuliłam się wielkim, ciepłym ręcznikiem. Później wskoczyłam do gorącego jacuzzi z widokiem na morze. Delikatny hydromasaż wprowadził nas w błogi stan. Było po godzinie 20.00. Wiedzieliśmy, że strefa SPA ma nam jeszcze sporo do zaoferowania. Wchodząc po kilku schodach wyszliśmy na taras, który prowadził do sauny suchej. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, sauna ta również miała widok na morze. Wpatrując się w morskie fale, straciłam poczucie czasu. Odpoczywałam. Łapałam chwile. Chciałam, żeby czas się zatrzymał. Po 15 minutach udaliśmy się do pokoju relaksu (nazywamy go wypoczywalnią), w którym paliło się drewno w kominku, można było napić się wody i odpocząć na wielkich, wygodnych łóżkach. W kącie stał regał z książkami, było miejsce wydzielone dla dzieci. Klimat dopełniało delikatne światło.

Na koniec zeszliśmy na dół do pozostałych saun. Pierwsza z nich  – biosauna – idealna dla tych, którzy nie lubią wysokich temperatur. Druga to sauna parowa, z której wydobywał się piękny zapach. Między nimi na ścianach zamontowane szafki, gdzie mogłam zostawić okulary, pierścionki i wszystko inne, co zbędne, a czego zapomniałam zdjąć wcześniej. Torby z szafy z napisem Shuum okazały się strzałem w dziesiątkę, bo nie musieliśmy niczego nosić w kieszeniach, a wygodnie zapakować i zabrać ze sobą.

…delektować się jedzeniem…
Następnego dnia w spokoju zjedliśmy wybitne śniadanie. Oprócz ciepłych dań, jajek na wszelkie sposoby i obłędnych naleśników, można znów było poczęstować się słoikami z zawartością, która zadowoliłaby każdego, bez względu na stosowaną akurat dietę. Na każdym stoliku leżała gazetka z miłym słowem od przedstawicieli hotelu, a w środku znajdował się plan dnia. Zapraszano nas na jogę na godzinę 11.00, na 17.00 zapowiadano seans saunowy, a o 20.00 rozpoczynał się koncert w lobby barze. Czułam się totalnie zaopiekowana i szczęśliwa. Popijałam świeżo wyciskany sok z marchewki i patrzyłam, jak wszyscy wokół delektują się posiłkiem. – Ale się cieszę, że mnie tu zabrałaś – powiedział Marcin. – Nigdy jeszcze tak nie odpoczywałem. Faktycznie. Byliśmy w raju. Po śniadaniu pobiegliśmy 5 kilometrów wzdłuż morza. Padał deszcz. Przemoknięci wpadliśmy do Shuumu i od razu rzuciliśmy się na swoje butelki pysznej, hotelowej wody. Wykąpani i przebrani, ponownie zanurzyliśmy się w hotelowej strefie SPA. Kiedy Marcin zniknął z fizjoterapeutą, ja korzystałam z biosauny. Wrócił jak nowonarodzony. Mówił, że po masażu odpoczywał popijając zieloną herbatę. Po kilku godzinach totalnego relaksu wróciliśmy do pokoju. O 22.00 spaliśmy jak dzieci, podczas gdy za oknem hulał wiatr.

…i odjeżdżać z całym bagażem wspomnień.
Wymeldowując się, otrzymaliśmy zaproszenie na kolejny pobyt. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy. Hotel Shuum, który z zewnątrz wygląda zupełnie niepozornie, zabiera swoich gości do innego świata. Świata odpoczynku, głębokiego relaksu, dbając o każdy detal tego, co oferuje. Podobnie jak Volvo XC 60, którym wracaliśmy do domu. Mimo szalejącej za oknami wichury, ze spokojem wjeżdżaliśmy na drogę ekspresową. Volvo XC60 B4 Mild Hybrid z silnikiem benzynowym delikatnie sunął przed siebie, a do kabiny wpadały promienie zimowego słońca. Po włączeniu tempomatu i pomocy Pilot Assist, samochód sam utrzymywał się w linii pasa, a ja mogłam podziwiać widoki. Tak, trzymałam kierownicę. Spalał 7,6 litra, udowadniając nam, że auto tych gabarytów może być ekologiczne i jednocześnie dawać frajdę z dynamicznej jazdy. – Dziękuję – powiedział Marcin i pocałował mnie w policzek. – To były najlepsze urodziny w moim życiu. Wzruszyłam się... a w głowie wciąż mam tamte dni.