Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

UL&Ka, czyli w magicznym świecie opasek

27.11.2018 12:00:00

Podziel się

Kiedy uszyła pierwszą opaskę dla swojej córki Uli nie wiedziała, że będzie to jej sposób na życie. I choć nigdy nie była krawcową, to wymyślanie nakryć głowy i ozdób dla dziewczynek idzie jej perfekcyjnie. Katarzyna Zasiadły, właścicielka znanej marki UL&Ka wysyła opaski już nie tylko do polskich mam, ale do Japonii, Hiszpanii, Niemiec, a nawet Arabii Saudyjskiej. I choć czasem tęskni za korporacją, w której pracowała przed ciążą, widząc swoje produkty na głowach dzieci wciąż się wzrusza.

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: UL&Ka

Pracownia mieści się u Niej w domu, na poddaszu. Na 20 metrach kwadratowych powstają opaski, czapki, chusty, kominy. Za chwilę to się zmieni…

Zmieniasz lokalizację swojej pracowni?

Katarzyna Zasiadły: Skąd wiesz? To tajemnica. Owszem, z początkiem roku przenosimy się do nowej pracowni. Będziemy miały 80 metrów kwadratowych powierzchni. Już nie mogę się doczekać.

Co to za skrót Ul&Ka?

W sumie większość klientek mówi Ulka. Skrót wziął się od Uli, czyli mojej starszej córki i od Kasi – mojego imienia. Potem urodziła się moja druga córka – Kajka, więc wszystko pasuje (śmiech).

Wizytówką Twojej firmy są przepiękne opaski dla dzieci. Skąd pomysł?

Kiedy urodziła się moja pierwsza córka, co miesiąc robiłam jej zdjęcia, żeby zobaczyć jak rośnie. Miała ciemne włosy i trochę wyglądała jak chłopak. Chciałam, żeby czymś się wyróżniała. I tak uszyłam, na kolanie, pierwszą opaskę. Miała trochę inne proporcje niż te, które dziś robimy. Założyłam ją Ulce, zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na Facebooka. Koleżanki od razu napisały do mnie, że też chciałyby taką opaskę dla swoich córek. Więc zaczęłam szyć dla znajomych i tak to się zaczęło. Szybko dotarłam do blogerek, które chciały pokazywać i promować moje opaski. Uruchomiłam stronę internetową, osobny profil na Facebooku. Po trzech miesiącach okazało się, że jest bardzo duże zainteresowanie moimi produktami i zaczęły spływać zamówienia. I musiałam założyć własną firmę (śmiech). Furorę na Facebooku zrobiła czapka i komin w kolorze miętowym, które uszyłam dla mojej koleżanki z Warszawy. Nie sądziłam, że to aż tak się spodoba.

Jak długo szyłaś pierwszą opaskę?

Dosyć szybko. Trwało to piętnaście minut. Zrobiłam to z jednego kawałka materiału przewiązanego w supeł. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Nasz produkt jest praktyczny, wykonany z dobrej jakości polskich materiałów, z fajnymi nadrukami. Nasze opaski można prać. Kiedyś mojemu mężowi wypadła z kieszeni opaska naszej córki. Leżała pod domem rozjechana przez samochody. Jak to zobaczyłam to aż mi się nogi ugięły. No ale nic, wzięłam ją, wyprałam i była jak nowa.

Wcześniej szyłaś?

Co Ty, nigdy! Moim postanowieniem przez całą ciążę było, że skoro teraz mam więcej czasu, to nauczę się szyć. Zresztą zawsze chciałam uszyć córce strój na balik. Byłam bardzo aktywna w czasie ciąży i nie mogłam się zmobilizować, aż mój Wojtek wziął sprawy w swoje ręce i na święta kupił mi maszynę do szycia. Ta maszyna okazała się taką trochę odskocznią od codzienności. Wyobraź sobie, że zapisałam się nawet na kurs szycia. Dziś uszyję coś moim dziewczynom, ale nie jestem i nigdy nie będę krawcową, więc zawodowo nie podjęłabym się szycia ubrań.

Co najbardziej podoba się Twojej starszej córce Ulce?

Opaski, których wcale za dużo nie ma. Ostatnio zrobiło się zimno i nagle okazało się, że nie mamy żadnej na zimniejsze dni. Wzięłam jedną z pracowni, a potem uszyłam Jej nową. Ma też jedną czapkę i chustę. Jezu, teraz sobie uświadomiłam, że szewc bez butów chodzi.

Co robiłaś zanim zaszłaś w ciążę?

Byłam menadżerem w korporacji i zarządzałam dwustoma osobami. Bardzo lubiłam swoją pracę. Dużo się działo, poznawałam ludzi, sytuacja była dynamiczna. Ale dziś, mając małe dziecko, ciężko byłoby mi wyobrazić sobie powrót do tego typu pracy.

Dlaczego?

Bo ominęłoby mnie wiele rzeczy, typu przedstawienia w przedszkolu, występy. Poza tym na pewno nie miałabym tyle czasu dla dzieci, a one są dla mnie najważniejsze. Z drugiej strony myślę czasem o tej pracy i bywają momenty, kiedy chętnie bym tam wróciła (śmiech). Nikogo nie zachęcam do własnego biznesu, szczególnie jeśli ktoś nie ma takiej potrzeby i samozaparcia. To jest ciężka praca. Ktoś, kto nie prowadził własnej firmy, nigdy tego nie zrozumie. Wyjazd na urlop, kiedy prowadzi się mały biznes, graniczy z cudem. Nawet jeśli wyjeżdżasz, to i tak jesteś pod telefonem. Nie możesz zamknąć biznesu na dwa tygodnie. Wiadomo, że są też plusy i satysfakcja.

Zaczęło się od opasek, ale poszłaś dalej.

Tak. Czapki i kominy na szyję były konsekwencją pory roku. Opaska idealnie sprawdzi się wiosną czy latem, ale kiedy robi się zimno, też fajnie byłoby mieć coś cieplejszego. Koleżanki poprosiły mnie, żebym uszyła coś na zimniejsze pory. Sama też potrzebowałam dla swojej Ulki czapki i szalika, więc siłą rzeczy – musiałam je zrobić. Śmieję się, że UL&Ka rośnie wraz z moimi dziewczynami.

Rośnie, to znaczy?

Ulce urosły włosy i żeby je ogarnąć wymyśliłam sobie spinki. Teraz robi się chłodniej, więc zaczęliśmy robić grubsze opaski, ale wciąż trzymamy się akcesoriów. I, wyprzedzając Twoje następne pytanie, nie zamierzam rozszerzać oferty.

Firma się rozrastała, musiałaś chyba zatrudnić ludzi do pomocy.

Początkowo pomagała mi mama, która kroiła zamówienia, a ja je szyłam. Pierwszego pracownika przyjęłam po niecałym roku działalności. Kolejną dziewczynę zatrudniłam w tym roku.

Kiedy przyszło pierwsze, większe zamówienie?

Takie duże, które bardzo dobrze zapamiętałam, to było zamówienie do Japonii na ogromną ilość opasek. Żaden sklep w Polsce tyle nie zamówił.

Jak Japonia się o Tobie dowiedziała?

Z targów w Kolonii, na które regularnie jeździmy. W ubiegłym roku na nasze stoisko podeszła para, która od razu złożyła u nas zamówienie, co się bardzo rzadko zdarza. Długo myślałam, że to żart i nie dojdzie do finalizacji, ale pewnego dnia pieniądze wpłynęły na konto i zaczęliśmy realizować zamówienie. Dwie paczki ważące 30–40 kilogramów pojechały do Japonii. Pamiętam, że po wszystkim kupiłam sobie zdjęcie Szymona Brodziaka, o którym zawsze marzyłam.

Czyli opłaca się inwestować w targi.

Mając swój biznes trzeba wciąż inwestować. Uważam, że bez tego firma się nie rozwija. Inwestujemy w profesjonalne sesje zdjęciowe, które sprzedają nam produkt, poza tym jeździmy na targi, które sama finansuję. Dzięki temu weszliśmy na rynek belgijski, wchodzimy na hiszpański, niemiecki, realizujemy zamówienia do Arabii Saudyjskiej i Maroko.

Gdzie można Was kupić?

Poza Internetem, jesteśmy w różnych sklepach w dużych, ale też mniejszych miastach.

Dla jakiego przedziału wiekowego szyjecie?

Od noworodka do osoby dorosłej.

To mamy też noszą UL&Kę?

Pewnie. Często składają podwójne zamówienia. Obecnie nasze opaski noszą też nastolatki, co mnie bardzo cieszy.

Co robisz, gdy widzisz swoje produkty na ulicy?

Jestem szczęśliwa. Czasem mam ochotę podejść i porozmawiać, ale jakoś mi tak niezręcznie.