Witamy w kwietniu! Najnowszy numer SUKCESU jest już dostępny 🌞 zapraszamy do lektury najpopularniejszego magazynu lifestylowego o Poznaniu 🌞  

Organizator:

#nowarzeczywistoscprzestrzeni

Podziel się

Właśnie skończył 30 lat. Od 12 lat prowadzi własną firmę, która wykonuje posadzki z żywic, mikrocementu i innych powłok. Niedawno zaczął realizować też meble z betonu, drewna, stali i żywicy. Rozwija również e-commerce BR7.pl oraz sprzedaż stacjonarną w salonie meblowym Śliwocki home. We wszystko, co robi, wkłada serce i mnóstwo ciężkiej pracy. Pewnie dlatego klienci nie przestają dzwonić. Firmy Baurent i BR7, na czele których stoi, zrealizowały już ponad 3000 różnych projektów i ponad 1 000 000 metrów kwadratowych posadzek. Daniel Przewoźny nie ukrywa, że miał momenty zwątpienia, choćby kiedy jego firmę strawił pożar, ale dusza sportowca nie pozwoliła mu się zatrzymać. Na szczęście, bo tworzy rzeczy wyjątkowe…

ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Mateusz Rypiński

Spotykamy się w rodzinnym mieście jego żony, Granowie, gdzie jest siedziba firm Baurent i BR7. Już na wejściu wzrok przykuwa piękna posadzka i ściany wykonane z dekoracyjnego betonu. Na środku stoi duży, szary, betonowy stół i mniejsze stoliki, które również robią wrażenie. – Chyba podoba Ci się ten stół – mówi Daniel Przewoźny, uśmiechając się szeroko. – Oj, tak, zwłaszcza ten drewniany, ręcznie rzeźbiony. To jest prawdziwe dzieło stuki – mówię i siadam wygodnie.

Skąd w Twoim życiu wzięła się branża posadzkarska?
Można powiedzieć, że wychowałem się w aurze posadzek żywicznych, betonowych i powlekanych podłogach (śmiech). Tak naprawdę pierwsze kroki w tej branży stawiał mój tata. Zaczynał od czyszczenia tego typu podłóg. Do dziś w firmie stoi zabytkowa maszyna, której kiedyś używał. Wiele się od niego nauczyłem. Z biegiem lat ta branża tak go wciągnęła, że zaczął wykonywać takie posadzki. A ja przepadłem razem z nim. W wieku 18 lat wyprowadziłem się z domu. Pochodzę z Wildy, ale zawsze chciałem mieszkać jeszcze bliżej centrum. Padło na ulicę Krakowską. To w centrum tętniło życie biznesowe Poznania. I wtedy zapadła decyzja o założeniu własnej firmy.

Ktoś Cię do tego namawiał?
Nikt, u nas to chyba rodzinne. Chciałem być odpowiedzialny za to, co robię, od początku do końca. I tak w 2016 roku powstała spółka Baurent. Rozwijałem technikę diamentową, szlifowanie betonu, a więc to, czego wtedy na rynku nie było i przedtem nie robiliśmy. Nadal kontynuowałem tradycje rodzinne, współpracując z ojcem.

Zakładałeś firmę, kiedy Twoi rówieśnicy studiowali i korzystali z życia. Nie żałujesz?
Faktycznie było trudno, bo kiedy koledzy studiowali dziennie, a w weekendy chodzili na imprezy, w majówkę grillowali, ja musiałem pracować. Ale nie żałuję, bo wtedy właśnie zbierałem doświadczenie, które dzisiaj procentuje. Myślę, że nigdy nie osiągnąłby tak wiele, pracując na etacie u taty czy w innej firmie, nie miałbym też tak dużych ambicji i nie czuł tej odpowiedzialności. Kiedy zaczynałem, musiałem nauczyć się wszystkiego na żywym organizmie.

Od czego zaczynałeś w Baurencie?
Pierwsze zlecenia mieliśmy od dużych zakładów produkcyjnych, dzięki współpracy z tatą. Obsługiwaliśmy deweloperów, kładliśmy posadzki na parkingach, lotnisku wojskowym w Krzesinach. Od lat realizujemy najbardziej wymagające zadania z zakresu wykonawstwa posadzek żywicznych, mechanicznej obróbki betonu – wprowadzając nowe technologie i wdrażając innowacyjny system wykonawczy. Dla nas najważniejsza jest autentyczność, rzetelność i budowanie relacji. Działamy z deweloperami i klientami indywidualnymi. Cenimy sobie kreatywną i twórczą współpracę z architektami, z którymi możemy stworzyć przestrzeń do życia dla naszych klientów. Realizowaliśmy posadzki dla takich marek, jak: Hochland, Jacobs, Akademia Lecha we Wronkach, KGHM, Volkswagen Poznan, pracowaliśmy przy budowie poznańskiej Wartostrady. Dalej szukałem nowych klientów, aż doszedłem do wniosku, że bez dobrych kampanii marketingowych będzie nam trudno wypłynąć. Dziś, po latach działań i kolejnych realizacji, z których jesteśmy szalenie dumni, telefony dzwonią same. To jest wielki sukces całego naszego zespołu. Wiesz, co jest najbardziej budujące?

Co?
Że klienci po naszej realizacji sami zapraszają nas do siebie i zachęcają do robienia zdjęć, filmików, które potem możemy wstawić na nasze sociale. Nasze posadzki dziś można zobaczyć w domach, mieszkaniach, firmach produkcyjnych, szpitalach, salach sportowych, wielkich biurowcach. Robimy podłogi o różnej strukturze, kolorze. Poza podłogami realizujemy projekty całych pomieszczeń, takich jak salony, łazienki, sypialnie. Dodatkowo projektujemy i wykonujemy meble, takie jak stoły betonowe, stoliki, umywalki, szafki. Do naszych produkcji wykorzystujemy też stal i drewno. To wszystko kryje się pod drugą moją marką – BR7. Są to meble stabilne, niewymagające skręcania, wkładamy w tworzenie stołów swoje serca. Każdy mebel robiony jest ręcznie. I to nam sprawia ogromną radość. Tworzymy wnętrza surowe, ale ciepłe, nowoczesne i użytkowe. Korzystamy z mikrocementu, który spodobał się naszym klientom. Wychodzimy z płytek, wykładzin, paneli i wszechobecnych fug. Chcemy dać ludziom coś więcej.

I wygląda to obłędnie.
Dziękuję. Wyobraź sobie, że taka podłoga nie dość, że nie ma fug, ma niesamowitą strukturę, to jeszcze występuje w każdym kolorze, jakiego zapragniesz.

Brzmi świetnie.
Co prawda nie są to standardowe rozwiązania, ale bez wątpienia unikatowe.

Ale nie zawsze podczas prowadzenia działalności było tak pięknie, prawda? Wiem, że miałeś moment zwątpienia.
Tak, i to niejeden. Pewnie gdybym nie był sportowcem, który wie, że nie zawsze się wygrywa, już nie raz bym się poddał. Po roku działalności przeżyliśmy z byłym wspólnikiem duży pożar, który strawił cały nasz sprzęt i materiały. Pamiętam, że byliśmy wtedy w trakcie wykonywania polerowania betonu w firmie w Suchym Lesie. Straciliśmy wszystkie maszyny i materiały konieczne przy tej realizacji oraz wszystko, co do tej pory udało się zbudować. Byliśmy załamani. I wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Wsparli nas nasi klienci i zaprzyjaźnione firmy, które wynajęły nam potrzebny sprzęt i odroczyli spłatę najmu. Specjalne podziękowania w tym miejscu dla Pana Stanisława Kozłowskiego.

Byliście ubezpieczeni?
Tak, oczywiście, ale wyobraź sobie, że z ubezpieczenia otrzymaliśmy 20 000 złotych za sprzęt, towary i dalsze straty warte około pół miliona.

Jak to możliwe?
Wynikało to między innymi z zaniedbań wspólnika, który ostatecznie nie uniósł problemu i się wycofał. Potem okazało się, że wyprowadzał pieniądze z firmy i wpadł w problemy alkoholowe. To długa i zawiła historia, która niestety ciągnie się do dzisiaj, chociaż nie jesteśmy już wspólnikami. Mam nadzieję, że to się kiedyś poukłada.

Czego nauczyła Cię ta sytuacja?
Uważności, jeszcze większej odpowiedzialności za to, co robię. Ale wiesz co? Wciąż jestem otwarty na ludzi, wierzę im, lubię ich poznawać i wierzę w ich szczerość oraz dobre intencje. Mam większy dystans do spraw biznesowych. Nauczyłem się też bardziej doceniać osoby, które od lat są blisko mnie. Jestem pewien, że wyszedłem z tych wszystkich opresji, bo naprawdę kocham to, co robię. Gdybym kierował się wyłącznie zarobkami, pewnie dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Wiesz, ja bardzo chciałem zmieniać świat. Dziś wiem, że to, co robimy i jak robimy, powoduje, jak świat nas odbiera.

Świat miał wobec Ciebie plan poznania choćby Bartosza Śliwockiego.
Oj, tak. To jest najmilsza i najbardziej owocna współpraca, jaką udało mi się do tej pory nawiązać. Poznaliśmy się na ślubie wspólnych znajomych. I tak, od słowa do słowa, rozpoczęliśmy wspólne realizacje. Dzisiaj można zobaczyć nasze posadzki w showroomie Bartosza Śliwockiego przy ulicy Blacharskiej. Myślę, że to dopiero początek wspólnej, owocnej drogi.

Ile osób zatrudniasz?
Zatrudniam 10 osób, dodatkowo korzystam z usług firm zewnętrznych. Moim marzeniem od zawsze było zbudować firmę maksymalnie 20-osobową, zachowując jej rodzinność. Zobacz, dzisiaj rano dostałem prezent od mojego zespołu z okazji trzydziestych urodzin. Wzruszyłem się. Pewnie gdyby mnie nie lubili, nie dostałbym nic (śmiech). Nie ma co ukrywać, że bez zespołu nic by się nie udało. I bez relacji.

Zaczynałeś jako nastolatek, wczoraj skończyłeś 30 lat. Czujesz zmianę?
Oj, tak. Życie uczy doświadczeniami. Doświadczenie buduje. Zaczynałem jako pracoholik, dzisiaj jestem spełnionym tatą, mężem. Mam inne priorytety. Lata funkcjonowania na rynku dały mi możliwość obracania się wśród osób, które wiele w życiu zrobiły i dla nich liczy się coś więcej niż pieniądze. Chcą, podobnie jak ja, tworzyć coś z pasją. To jest bezcenne.

Córka Cię zmieniła?
Zdecydowanie. Dopóki człowiek jest sam, widzi życie zupełnie inaczej. W moim chyba nie było piękniejszej zmiany niż poznanie żony, narodziny dziecka i przeprowadzki do Granowa. Tu jest mój dom, cenię sobie lokalność, ludzi i relacje, które tu zbudowałem. No i mam świetny zespół, z którym jeszcze zwojujemy świat, zobaczysz.

I tego Ci życzę!
Dziękuję.